Czy współodczuwanie pomaga pomagać? Empatia, neurony lustrzane i zdolność do zachowań altruistycznych

Widziałam w gazecie taki dowcip:

Córka mówi do matki klęczącej na podłodze i zmywającej szmatą podłogę:

– Wychodzę, nie mogę patrzeć, jak się męczysz…

Dowcip… ale może nie taki znów przerysowany.

– Przepraszam Cię, ale ja jestem zbyt wrażliwa, aby tego słuchać – powiedziała moja znajoma, kiedy jej przyjaciółka opowiadała o swoich trudnych przeżyciach. A kiedy ta próbowała kontynuować w nieco „łagodniejszej” postaci, znajoma wybuchła:

– Musisz już przestać być taką ofiarą, bo tylko wszystkich denerwujesz.

Opowiadała mi potem z dumą, jak „ustawiła do pionu” i pomogła swojej przyjaciółce. Na dowód przytoczyła fakt, że taka rozmowa już więcej się nie odbyła.

Dlaczego czasami dzieje się tak, że cudze problemy nas przytłaczają, uciekamy od nich, a nawet atakujemy ludzi, którzy szukają u nas pomocy? Czy z nadmiaru empatii właśnie?

Niekiedy młode matki wyjeżdżają z dziećmi na wspólne wczasy. Robią tak z przyczyn praktycznych, ale też dlatego, że kobiety z małymi dziećmi mają problemy, które łatwiej zrozumieć komuś w podobnej sytuacji. Uważają, że wspólne doświadczenie pomaga empatii, a to z kolei powoduje, że łatwiej o skuteczną pomoc. Ma to jednak pewną wadę – kiedy jedno dziecko zaczyna płakać, za chwilę ryczą wszystkie. Dzieci empatyzują ze sobą, ale sobie nie pomagają. Inaczej mówiąc, dziecięca empatia nie jest jeszcze nastawiona na pomaganie, lecz na naśladowanie. Później zaczynamy posiadać zdolność wyobrażenia sobie siebie w podobnej, co obserwowana osoba, sytuacji. To wywołuje wiele skojarzeń z życiem osobistym, a zatem również wyobrażeń co do stanu, w jakim znajduje się dana osoba. Jednak dopóki nie uświadomimy sobie, że jest to odrębna osoba, która być może przeżywa coś podobnego do nas, ale jednak nie to samo, jesteśmy przekonani, że pomoże jej to samo, co nam. W badaniach psychologicznych dzieci na tym etapie wiedziały, że na płacz pomaga mama, ale przyprowadzały swoją mamę, a nie mamę płaczącego dziecka. Dojrzała empatia wiąże się z pomaganiem w sposób wymagający jasnego zobaczenia przez „pomagacza”, że przeżywane pobudzenie jest moim pobudzeniem, lęk jest moim lękiem, złość jest moją złością, a sposoby ukojenia, które przychodzą mi automatycznie do głowy są moimi sposobami. Mogą być dobre dla osoby potrzebującej pomocy, ale nie muszą. Dojrzała empatia wiąże się ze zrozumiem, jakiego rodzaju pomocy w danej sytuacji oczekuje druga osoba.

Bardzo często słyszymy taką oto skargę:

– Ty nie dasz sobie pomóc!!!!

I odpowiedź:

– To pomagaj mi tak, jak tego potrzebuję!

Niepowodzenie w pomaganiu bolą obie strony. Jedną z przyczyn jest trudność w wyważeniu, czy pomaganie ma polegać na konkretnym działaniu, czy na wysłuchaniu, czy dialogu doprowadzającym osobę potrzebującą pomocy do większej samoświadomości, a może po prostu na powiedzeniu o tym, że zna się ten stan.

Niektóre osoby, szczególnie kobiety, kiedy popadną w kłopot, lubią słuchać o podobnych historiach z życia drugiej osoby. To im pomaga w przezwyciężeniu poczucia alienacji, naznaczenia, które zwykle towarzyszy cierpieniu. Jednak chcą wiedzieć, że opowiadane historie są przeszłością, wyblakły lub zostały pozytywnie „rozegrane” i w ten sposób nie pochłaniają już słuchacza. Ktoś cierpiący, lub po prostu zagubiony, który godzi się na pomoc, nie chce zamiany ról. Aby zrozumieć, o co chodzi, aby się pozbierać, potrzebuje przez chwilę być w centrum. Wiele komedii o psychoterapeutach zasadza się na wątku terapeuty, który zaczyna się zwierzać pacjentowi ze swoich kłopotów i dominuje go, popadając w śmieszność.

Jacek, mój mąż, jest niezwykle wrażliwy na to, co nazywa „zawłaszczaniem uczuć”. Wrażliwy, w tym przypadku to znaczy wkurzony. Wyobraźmy sobie, że ktoś mówi na przykład: „dzisiaj jeden facet kopnął mnie w kostkę i nie chciał przeprosić, mało tego, zwymyślał mnie, że jestem łamagą…”. „Zawłaszczający” słuchacz, zamiast zainteresować się bieżącym stanem pokopanego, zaczyna przeżywać święte oburzenie, gniew na gburów tego świata, na chamów, którzy nas ciemiężą, a w szczególności upokarzają słuchacza, na brutali i… I tak oto historia, która wywołała tę lawinę przestaje być ważna… Poszkodowany znika w sinej mgle, liczy się już tylko „słuchacz” i jego „bezbrzeżna” empatia. Wygląda na to, że to on, słuchacz, jest upokorzony, potrzebuje uwagi i to jemu należy się troska. Dojrzałe pomaganie wymaga od pomagającego, z jednej strony, kontaktu ze swoimi emocjami, aby mógł zrozumieć potrzebującego, a z drugiej – dystansu do siebie, który warunkuje jasne zobaczenie granic pomiędzy dwojgiem ludzi. Ta świadomość granic, różnic oraz tajemnicy drugiej osoby każe sprawdzać hipotezy i poddawać w wątpliwość automatyzmy. Inaczej mówiąc – empatyczne przeżywanie to nie jest to samo co empatyczne pomaganie.

Częstowanie to nie tuczenie. Dzielenie się to nie dominowanie. Współodczuwanie to nie konkurs pt.: „Kto przeżył więcej i miał gorzej”.

Więc może ta empatia nie jest potrzebna? Może wręcz przeszkadza? Czy możemy „wyłączyć” empatię?

Na początku lat 90-tych na uniwersytecie w Parmie odkryto niesamowite fizjologiczne wyposażenie, które nazywa się neuronami lustrzanymi. Są to grupy komórek, które uaktywniają się podczas obserwowania wykonywania danej czynności przez inną osobę. Wykryto, że już samo patrzenie na kogoś powoduje aktywizację u obserwatora tych części mózgu, które są odpowiedzialne za daną czynność. Podobnie rzecz ma się z obserwacją stanów emocjonalnych. Można więc powiedzieć, że interpretacja danego zachowania odbywa się poprzez swoistą symulację w mózgu obserwatora. Czy jednak neurony lustrzane aktywują się tylko dzięki bezpośredniej obserwacji? Sprawdzono, że reagują też na sygnały świadczące o wystąpieniu danej czynności, np. na sam dźwięk jej wykonywania. Aktywizują się też, gdy pojawia się jedynie zapowiedź czynności np. widać gesty ją zapowiadające, ale samej czynności nie widać. Tak więc neurony lustrzane mogą być też aktywizowane dzięki wyobrażeniu czynności. W ten sposób pokazano związek pomiędzy nimi a rozumieniem czynności i intencji drugiej osoby. Badania pokazały, że osoby, które dostały w testach empatii najwięcej punktów, mają też najwyższe wyniki w badaniach poziomu aktywacji neuronów lustrzanych. Kiedy oglądamy cudzy ból – nas też, w pewnym sensie, boli. Słowo „współczuję” nabiera tu bardzo dosłownego znaczenia. Zaskakujące jest jednak to, że neurony lustrzane nie dają się „oszukać” zwykłą pantomimą naśladującą ruchy, ale może je aktywizować np. film lub teatr, gdzie obserwator świadomie utożsamia się z postaciami. A więc neurony lustrzane reagują lub nie w zależności od intencji nadawcy, co wskazuje na ich ogromny udział w rozumieniu, w poznawczej interpretacji zjawisk społecznych. Niejako „rozróżniają” sytuację symboliczną od dosłownej, zapowiedzianą od dokonanej i umożliwiają obserwatorowi zróżnicowanie siły, kierunku i jakości swoich reakcji. Tak więc wyposażenie neurologiczne umożliwiające współodczuwanie pozwala też na zrozumienie subtelności sytuacji i odczytanie np. bieżących potrzeb osoby szukającej pomocy. Nieadekwatność zachowania osoby pomagającej np. nadmiernie silne podniecanie się usłyszaną historią lub niezauważenie subtelności kontekstu świadczy, również na poziomie aktywacji neuronów lustrzanych, o niedostatku empatii, a nie o jej nadmiarze.

Tak więc neurony lustrzane umożliwiają nam większą elastyczność, poszerzenie spektrum zachowań i reakcji na drugiego człowieka. Stają się gruntem dla rozwijania inteligencji emocjonalnej, złożoności poznawczej, a w szczególności zwiększania skuteczności zachowań altruistycznych.

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Call Now Button