Jak stać się superwizorem?

Darek Majak superwizor Polskiego Towarzystwa Psychologicznego opowiada o kolejnych krokach rozwoju na drodze do uzyskania rekomendacji III stopnia oraz o możliwościach jakie się się z tym wiążą.

Monika Kozłowska: Darku, niedawno uzyskałeś rekomendację trzeciego stopnia, czyli najwyższą rekomendację trenerską wydawaną przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne. Zasiliłeś tym samym TROP-owe grono superwizorów. To niewątpliwy prestiż i potwierdzenie Twoich kompetencji. W TROP-ie do tej pory tylko założyciele – Jacek Jakubowski i Dorota Szczepan-Jakubowska mogli się pochwalić tym stopniem. Powiedz proszę, co było impulsem do podjęcia starania o uzyskanie tej rekomendacji i jak obecnie wpływa ona na Twoją pracę? Czy otworzyły się przed Tobą jakieś nowe możliwości?

Dariusz Majak: Dziękuję za to docenienie. Chyba fakt uzyskania rekomendacji jeszcze nie do końca do mnie dotarł, nie przywykłem do myślenia o sobie jako superwizorze. Ale z tymi możliwościami coś jest na rzeczy, bo kilka dni po tym, jak zostałem umieszczony na internetowej liście superwizorów, dostałem ofertę prowadzenia superwizji pewnego zespołu. W tym konkretnym przypadku były jeszcze dodatkowe wymogi, których akurat nie mogłem spełnić, ale jako superwizor zostałem zauważony. Z doświadczenia mogę więc powiedzieć, że sformalizowanie tego kroku przyczyniło się do tego, że stałem się bardziej widoczny, łatwiej mnie znaleźć. Choć muszę przyznać, że u mnie ten proces trwał dosyć długo. Mimo, że od pewnego czasu pracowałem już superwizując kolegów i koleżanki po fachu, czy zespoły pracujące z ludźmi, to jednak zwlekałem z dopełnieniem formalności. Jednym z impulsów, żeby to zmienić była świadomość, że ludzie, z którymi pracowałem, czuliby się lepiej, gdyby to było w pełni formalne. Rozmawiałem też w TROP-ie i w kilku innych instytucjach, jak ważne jest, żeby w pewnych okolicznościach móc się wykazać nie tylko umiejętnościami, ale żeby były one potwierdzone rekomendacją. Dla mnie samego to zwieńczenie pewnej drogi. Dotąd mogłem to, co robię, odnieść jedynie do siebie i do superwizowanych osób, ale nie miałem potwierdzenia, czy to jest dobre, złe, uznane, potrzebne, jakie to w ogóle jest. Przedstawienie swojej pracy i siebie w tym kontekście na spotkaniu z Radą Trenerów dało mi sporo przyjemności i satysfakcji. Nie zostałem przyjęty na nim jako adept, rozmawialiśmy po partnersku. To była informacja dla mnie, że moja praca jest na poziomie jakości uznanej nie tylko przeze mnie, ale też przez osoby, które robią podobne rzeczy. I tu nie chodzi o rywalizację, tylko o punkt odniesienia. O jakość, a nie wartościowanie.

M.K.: Czyli można powiedzieć, że z jednej strony tą motywacją była Twoja potrzeba potwierdzenia, gdzie jesteś w swoim rozwoju i czy to, co robisz jest takie, jak myślisz, a z drugiej strony zaważyły wymogi zewnętrzne?

D.M: Trochę tak. Wiesz, ja długo pracuję w tym obszarze i cały czas gromadzę różne doświadczenia, więc one w jakiś sposób przyrastają. I to się objawia m.in. tym, że moje refleksje są szersze. Jest więcej materiału, który trzeba na późniejszym etapie integrować i jest to trochę czymś innym niż było na początku drogi. Teraz jestem już spokojniejszy o to, jak się dzielę swoimi umiejętnościami, co mogę wnieść od siebie. Więcej się pojawia w mojej pracy wątków mentorskich, choć nie lubię tego słowa. Chętniej i częściej dzielę się tym, co wiem, swoim doświadczeniem. I to jest mój podstawowy kapitał do tego, żeby pracować na tu i teraz. Widzę po relacji, w jakiej jestem z ludźmi na treningach, jaki jestem w pracy superwizyjnej, że to jest spójne. Na poziomie odczucia, że to jest taki etap, kiedy mogę już robić więcej niż tylko element realizacji pracy treningowej, ale mogę też się tym dzielić. I tytuł superwizora zachęca do tego, żeby ze mnie w tym obszarze bardziej korzystać.

M.K: A gdyby ktoś chciał wkroczyć na tę ścieżkę, to jakie warunki musi spełnić? Co musi się zadziać, żeby w ogóle zacząć?

D.M.: Nie będę wymieniał formalności, ani wszystkich wymogów, bo jest to dość skomplikowany proces. W aspekcie mentalnym jest to rozbudowanie w sobie umiejętności patrzenia z pewnej perspektywy. Jest to jedna z kluczowych umiejętności trenerskich w ogóle, ale mam na myśli jeszcze szerszą perspektywę, taką perspektywę do perspektywy. Zauważyłem, że łatwiej mi to przychodzi, że mogę tę perspektywę poszerzać. I z tego poszerzania wynika, że mogę się odnosić już nie tylko do

samego procesu, w którym uczestniczę, ale też do tego, w jaki sposób jest on budowany. W jaki sposób różne role się w nim objawiają. Na początku pracy treningowej człowiek jest bardziej skoncentrowany na tym, żeby ten proces obserwować i tam, gdzie potrzeba być w jakiś sposób przydatnym grupie. A tu chodzi o to, żeby zobaczyć, jakiego rodzaju mechanizmom i potrzebom związanym z tą pracą podlega osoba, która ten proces moderuje – z punktu widzenia trenera, nie uczestnika. To jest kompetencja, która się u mnie rozwinęła przez doświadczenie.

M.K.: Czyli umiejętność patrzenia na siebie z meta poziomu?

D.M.: Z meta poziomu i jeszcze kolejnego do tego poziomu. Nie można być jednocześnie twórcą i tworzywem, ale to jest trochę taki etap, że patrzę na siebie z jednej strony jak na twórcę, (bo jak prowadzę trening, to w jakimś sensie jestem jego twórcą) i równolegle jeszcze próbuję patrzeć na to, jakim jestem w tym treningu trenerem. Czyli trochę na siebie i trochę na innych. Oczywiście sami dla siebie nie jesteśmy dobrym materiałem do pracy, więc lepiej skorzystać z innych, bo to jest zupełnie inna perspektywa, ale jest to pewne poszerzenie mojej świadomości. Coś takiego obserwuję u siebie od pewnego czasu i pozyskanie tej rekomendacji jest takim ostatnim krokiem, który ten proces sformalizował. Wcześniej nie przywiązywałem do tego wagi i przyznaję, że potrzebowałem trochę inspiracji z zewnątrz, ale jak już się to wydarzyło, to jestem wdzięczny i mam poczucie satysfakcji oraz takie wrażenie, że to może mieć też znaczenie dla innych.

M.K.: Czyli było warto? 

D.M.: Tak, zwłaszcza, że lubię w tym obszarze pracować.

0 komentarzy

Call Now Button