Amerykański profesor o zaskakującym nazwisku, Mihaly Csikaszentmihali, napisał piękną książkę pn. „PRZEPŁYW – Jak poprawić jakość życia”. Przedstawia w niej wyniki swoich badań osób z najróżniejszych kontynentów, kultur, warstw społecznych. Wynika z nich, że my, ludzie, mamy coś głęboko wspólnego, niezależnie od naszego miejsca życia, sposobu pracy, czy stopnia zamożności. Nazwał to zjawisko „optymalnym doświadczeniem przepływu”
„Przepływ to słowo, jakim ludzie opisują stan swojego umysłu, kiedy świadomość jest harmonijnie kierowana i kiedy chcą nadal robić to, co aktualnie robią, dla czystej satysfakcji wykonywania tej czynności.” (str. 24).
„Są to sytuacje, w których uwaga może być swobodnie angażowana do realizacji celów danej osoby, gdyż nie ma żadnego nieporządku, żadnego zagrożenia, przed którym jaźń musiałaby się bronić.” (str. 81)
Bardzo mi to przypomina hołubione przeze mnie definicje aktywności Fromma i Spinozy.
„Aktywność oznacza podmiotowość, dokonywanie wyborów, przyjemność istnienia, smakowania i doświadczania życia.”
Benedykt Spinoza
„Oddając się aktywności niewyalienowanej doświadczam siebie jako podmiotu tejże aktywności. Jest ona bowiem procesem powoływania do bytu, tworzenia, zawiera ponadto relacje do wytworzonego przedmiotu. Aktywność moja jest manifestacją własnych zdolności, gdy stanowię z nią jedność. Taką niewyalienowaną działalność nazywam aktywnością twórczą.”
Erich Fromm „Mieć czy Być” str. 151
Csikaszentmihali twierdzi, że jakość życia (budowania rodziny, wykonywania pracy, tworzenia więzi międzyludzkich, praktyk duchowych, a także sportu, zabawy itp.) zależy od naszej zdolności do koncentracji uwagi i wynikającej z tego energii psychicznej. Kluczem jest umiejętność odróżniania przyjemności od satysfakcji.
„Przyjemność to uczucie zadowolenia, jakie osiągamy, kiedy informacje w świadomości mówią nam, że spełnione zostały oczekiwania, narzucone nam przez program biologiczny lub warunki społeczne. (…) Przyjemność jest istotnym składnikiem jakości życia, ale sama w sobie nie daje szczęścia. Sen, odpoczynek, jedzenie i seks dają nam doświadczenia homeostatyczne, które przywracają równowagę świadomości, zaburzoną przez naglące potrzeby ciała, powodujące występowanie entropii psychicznej. Nie przyczyniają się jednak do rozwoju psychicznego, nie czynią naszej jaźni bardziej złożoną. Przyjemność pomaga w utrzymaniu porządku, ale nie jest w stanie stworzyć nowego porządku w świadomości.
Kiedy szukamy dalszych czynników, dzięki którym cieszymy się życiem, sięgamy myślą poza przyjemne wspomnienia i przywołujemy inne zdarzenia, doświadczenia połączone z przyjemnym, lecz należące do innej kategorii: myślę tu o satysfakcji. Wydarzenia satysfakcjonujące to takie, w których nie tylko realizujemy oczekiwania i potrzeby, ale dzięki którym wykraczamy poza to, co zaplanowane i osiągamy coś, czego nie spodziewaliśmy się wcześniej. Satysfakcję charakteryzuje ruch naprzód: poczucie nowości, osiągnięcia. Rozegranie trudnej partii tenisa przynosi satysfakcję, podobnie jak przeczytanie książki ukazującej sprawy w nowym świetle, czy też rozmowa, która prowadzi nas do wyrażenia nagle poglądów, z istnienia których nie zdawaliśmy sobie przedtem sprawy.(…) Wiemy, iż zmieniamy się po satysfakcjonującym doświadczeniu, że nasza jaźń się rozwija. W pewnym sensie, w wyniku takich doświadczeń stajemy się ludźmi o bardziej złożonej osobowości„.
Jak tego rodzaju przeżycia uczynić częścią życia realnego, codziennego?
Z rozważań Csikaszentmihali’ego wynika, że dążenie do szczęścia jest… pułapką. Szczęście musi być efektem, ważnym, ale nie podstawowym celem działania. Dążyć musimy do sensu, dobra, czegoś prawdziwego. Uzyskując to możemy doznać poczucia szczęścia (inaczej – stanu przepływu).
Prawdziwe są wartości.
Sięgnijmy do mistrzów ducha i różnych sposobów wyjaśniania sensu najgłębszego.
Ksiądz Tischner, zgodnie z najgłębszym pojmowaniem przesłania chrześcijaństwa, źródła wartości upatruje w miłości. Jednym z podstawowych jej przejawów jest spotkanie.
„Uwaga nasza nadal ogniskuje się wokół tajemnicy spotkania. Spotkać to przede wszystkim spotkać innego człowieka. Mówimy wprawdzie także o spotkaniu z Bogiem czy z dziełem sztuki, ale raczej w sensie metaforycznym niż dosłownym. Doświadczenie spotkania, ściślej – przeżycie spotkania, wprowadza tego, kto spotyka, w jakąś jedyną w swoim rodzaju, osobistą prawdę spotkanego człowieka. Siła perswazji, jaką niesie ze sobą to przeżycie, nie da się porównać z siłą perswazji żadnego innego doświadczenia. Spotykając, wiem, że inny człowiek jest i że jest wobec mnie taki, jaki naprawdę jest, bez masek i bez zasłon. Zazwyczaj nie potrafię opisać tego, co widzę i czuję, mimo to wiem, iż od momentu spotkania życie moje nabrało nowego znaczenia, a otaczający mnie świat uzyskał nową zasadę organizacji. Przeżycie spotkania jest nie tylko szczytowym rodzajem doświadczenia innego człowieka, ale również szczytem doświadczeń w ogóle.”
W WIKIPEDII znaleźć można przesłanie buddyzmu.
„Ludzie według buddyzmu są uwikłani poprzez swoje namiętności i cierpienia w świat złudzeń nazywany „maja” i nie są przez to w stanie dotrzeć do prawdy. Gdyby do niej dotarli, nie doznawaliby cierpienia, gdyż wszelkie psychiczne cierpienie jest efektem niewłaściwego (zwykle dualistycznego i oceniającego) widzenia świata. Jakiekolwiek działania w obrębie „maja” nie dają według wierzeń buddystów szczęścia, gdyż każdy pozytyw jest tutaj obarczony negatywem. Narodziny pociągają za sobą śmierć, miłość – strach przed jej brakiem, przyjemność – uzależnienie, itp. Aby żyć naprawdę, trzeba najpierw zobaczyć rzeczy takimi, jakimi są. Wtedy właściwe działanie przychodzi spontanicznie.”
Martin Buber, chasydzki filozof, koncentruje swoją uwagę na poszukiwaniu dobra.
„Zła nie można popełnić całą duszą, całą duszą można tylko czynić dobro. Dobro czyni się wtedy, gdy poryw duszy, wychodzący od jej najwyższych sił, obejmuje wszystkie siły i wrzuca je w oczyszczający i przemieniający ogień: potęgę decyzji. Zło jest brakiem kierunku i – wynikającym stąd – chwytaniem, łapaniem, uwodzeniem, zmuszaniem, wykorzystywaniem, naginaniem, dręczeniem, niszczeniem tego, co się nadarza. Dobro jest kierunkiem i tym, co się w tym kierunku czyni; to zaś, co się czyni, czyni się całą duszą, tak iż do czynu włącza się wszelka siła i namiętność, którą można by czynić zło.”
Kojarzy mi się to z najnowszymi trendami w organizacji i zarządzaniu (jak i też ze starą mądrością kupców). Zysk (czyli to największe szczęście organizacji) nie może być jej celem. Musi być wynikiem jej działań, zaplanowanym, ale nie głównym efektem.
Organizacja musi istnieć „po coś”, coś światu dawać, być świadoma swojej misji. Telekomunikacja daje ludziom możliwość komunikowania się, a firma budowlana daje miejsca do życia i schronienia się. Jako część gospodarki obie dają ludziom pracę, a państwu i społeczności lokalnej podatki. Uzyskany przez właściciela godziwy zysk jest wtedy zasłużonym „szczęściem”. Jeżeli jest celem samym w sobie, może dać stan podobny do doświadczenia przepływu. Moc wynikająca z władzy nad kawałkiem świata, uciecha z dobrze rozegranych negocjacji, poczucie (raczej złudne) z posiadanych zasobów finansowych… A kończy się często na zysku bezwzględnie wyrywanym, kradzionym, zdobywanym kosztem ludzi, środowiska, innych firm. Z tej perspektywy lepiej zrozumieć można sens noworodzących się pojęć, jak „społeczna odpowiedzialność biznesu”, albo „współpraca wewnątrz konkurencji”.
Zaryzykować można tezę na temat pewnej podstawy filozoficznej naszego działania.
Każde działanie, jeżeli ma mieć sens, musi być próbą realizacji wartości.
- Na poziomie osoby osiąga się wtedy optymalne doświadczenie przepływu – pełną koncentrację świadomości, skupioną uwagę, poczucie spełnienia i szczęścia.
- Na poziomie grupy uzyskuje się synergię – poczucie międzyludzkiego spotkania, Fromm’owskiej „wolności do”, zgranego zespołu, płynnego procesu grupowego.
- Na poziomie instytucji lub firmy zbudować można organizację ucząca się i odpowiedzialną społecznie – sprawnie zorganizowaną wspólnotę skutecznie służącą ludziom i społecznościom.
- Na poziomie środowiska społecznego (lokalnego, zawodowego, etnicznego itp.) jest to tworzenie kapitału społecznego – gęstej tkanki społecznej opartej na zaufaniu, współpracy, budowaniu tożsamości otwartej na innych.
Najtrudniejszym w tym jest to, że w naszym zmieniającym się świecie ciągle stajemy przed odpowiedzią na pytanie „W jaki konkretny, operacyjny sposób realizować wartości”. Musimy dokonywać wyborów, a ponieważ jesteśmy tylko ludźmi, więc się czasem (a może często) mylimy. Chcemy być odpowiedzialni i konsekwentni, więc brniemy w źle wybranym kierunku…
Jednak jesteśmy aż ludźmi. Uczymy się, naradzamy z innymi, wyciągamy wnioski i ciągle na nowo definiujemy nasze cele, budujemy nowe wizje. To bardzo trudne. To bardzo piękne.
0 komentarzy