Mama idzie do szkoły, bo chce!
Wraz z wiosennymi promieniami słońca, odliczam dni do wakacji, planuję urlopy i ten słodki czas, kiedy dzieci wyjadą na swój wypoczynek. Jednak po sześciu tygodniach łapczywego korzystania ze słońca, nieustannego pakowania walizek i widoku dzieci, które o północy zaczynają najlepszą zabawę – wyczekuję września jak kania dżdżu. Niech wreszcie wróci szkoła! I ja też chcę z powrotem do szkoły!
– A Ty lubisz swoją szkołę? – pyta mnie córka. – Widząc, z jaką ekscytacją zaznaczam w kalendarzu wszystkie zjazdy TROP-u.
– Pewnie, że lubię.
– A dlaczego?
– Bo choć wszyscy uczymy się tego samego, to każdy może robić to po swojemu, tak żeby korzystać ze swoich talentów, pasji, mocnych stron.
– Ale jak zrobisz źle, to dostajesz pałę?
– Tam nie ma ocen, kochanie. Atmosfera sprawia, że chcesz być coraz to lepsza z własnej woli. Zdobywanie umiejętności staje się frajdą.
– I to prawda, że zamiast sali z ławkami, macie przytulne pokoje, siedzicie w fotelach, popijacie sobie kawę i zagryzacie ciasteczkami? – dopytuje mnie nadal, w nadziei, że zaprzeczę.
– Prawda!
– To nie fair! – krzyczy zbuntowana. – Ja też chcę do takiej szkoły!
Już nie mówię jej, że szkoła jak karma, najpierw trzeba odbębnić tę oficjalną, karzącą, równającą do przeciętnego, żeby potem w dorosłym życiu móc sobie pozwolić na luksus TROPu na przykład. Słowo luksus jest dla mnie kwintesencją takich warunków rozwoju, w których zdobywam nowe kompetencje w pełnej wolności, radości i lekkości.
Dlatego zjazdy w TROPie przypominają święto. Poranna kawa, na którą zjeżdża się cała Polska, zawsze musi się przedłużyć o studencki kwadrans, bo nie widzieliśmy się miesiąc, a każdy przyjechał z workiem tematów do obgadania. Ciąg dalszy wymiany to rundka już w kręgu, już w sali. Rundka to takie łagodne przejście od kawy do merytoryki. To czas, w który mogę jeszcze podzielić się tym, co się u mnie zdarzyło. Po niej będę już tylko tu i teraz. Bo nauka przez doświadczenie to taki rodzaj angażującej aktywności, że zapominam o domu, dzieciach, pracy i problemach – na te dwa dni mój wszechświat ogranicza się do kilku pomieszczeń na ulicy Targowej w Warszawie.
W połowie każdego dnia idziemy całą grupą na obiad. Obsługa knajp na Pradze doskonale już zna nasze upodobania i nawyki. Wracając z obiadu, zahaczam zawsze o jakiś second hand, bo Targowa ciucholandami stoi, nie sposób im się oprzeć. Pierwszy dzień zjazdu zwykle kończę wyczerpana, ale w niedosycie. W niedzielę intelektualne i emocjonalne poprawiny. Po weekendzie szkoły mój mózg przypomina wielki gar bulgoczącej zupy – ileż tam się dzieje, jak parują mi zwoje. Wracam do domu z wypiekami na twarzy, motylami w brzuchu i głową pełną pomysłów. Niektórzy patrzą podejrzliwie:
– Ona na pewno pojechała do szkoły?!
Zaglądam do pokoju dzieciaków:
– Jutro poniedziałek! Gotowi na szkołę?
Patrzą, jakby mnie chciały zamordować. Dla nich nauka to udręka, dla mnie ekstaza.
Przeszłam przez GATE, skończyłam Szkołę Trenerów, kusi mnie kurs 9xJA, ale potrzebuję też kompetencji, które daje Szkoła Coachów czy Psychologiczna Akademia Lidera.
Ucząc się w TROPie, zdobyłam nowy zawód, ale nie to jest dla mnie fenomenem TROPowej filozofii rozwoju. TROPowy model edukacji pozwala zbudować solidny fundament samoświadomości, która przypomina kosmodrom. Mogę z niego wystrzelić rozmaite rakiety kolejnych pasji czy profesji.
A w TROPie startują kolejne edycje kursów. Wierzę, że raz na jakiś czas zdarza się taki lot, którego nie można przegapić.
Agnieszka Kacprzyk
0 komentarzy