Agile bogatszy o czucie

Można z powodzeniem szkolić ludzi, będąc „jednonogim agile coachem”. Ale gdy staniesz na dwóch nogach – umysłu i serca, zyskujesz balans, lekkość i dużo więcej satysfakcji. Aleksander Solecki w wywiadzie z Agą Kacprzyk ze Słowo Daję opowiada o integrowaniu wiedzy i czucia w swoim zawodzie.

Aga Kacprzyk: Co było pierwsze: TROP czy jej współzałożyciel Jac Jakubowski

Aleksander Solecki: Zdecydowanie Jac. Poznaliśmy się na jednej z wewnętrznych konferencji banku, obaj byliśmy prelegentami, więc podczas kolacji poprzedzającej prelekcje usiedliśmy razem i spędziliśmy świetny czas, opowiadając sobie dowcipy.  

A.K.: Jac ma tę lekkość!  

A.S.: Tak, ale też ma dar do znajdywania odpowiedzi, na pytania, których Ty jeszcze sobie nie zadałaś. Byłem wtedy w zawodowym i sportowym kryzysie, a że dobrze nam się rozmawiało, umówiliśmy się na kolejne spotkanie. „Może Ty potrzebujesz po prostu ze mną pogadać” – powiedział z typową dla siebie otwartością.  

Tamta konferencja okazała się dla mnie szczególna także dlatego, że poza Jacem, poznałem też innych coachów agile, czyli kolegów po fachu, którzy zafascynowali mnie zupełnie odmiennym sposobem pracy niż mój. To było takie świeże i inspirujące.  

A.K.: I co wydarzyło się potem? 

A.S.: Poszedłem na Festiwal Empatia w Działaniu – wydarzenie, któremu od lat Jac patronuje nie tylko w Warszawie, ale też innych zakątkach Polski i zainteresowałem się dialogiem międzypokoleniowym. Zrozumiałem, że nie jestem tzw. ostatnim pokoleniem, dowiedziałem się, co mogę zaoferować młodym, czego oni od nas potrzebują, ale też odkryłem, że mogę się od nich wiele nauczyć:  młode pokolenia mają dużo większą samoświadomość niż my w ich wieku, potrafią stawiać granice, rozumieją swoje potrzeby czasem lepiej niż ich rodzice. Dlatego z pasją  poświęciłem się tematowi dialogu międzypokoleniowego przez kolejne dwa lata. Co ciekawe poprawiło to znacznie moją relację z córką, a współpraca z Jacem owocowała zmianą perspektywy w wielu obszarach. Dzięki Jacowi uświadomiłem sobie, że 10 lat intensywnego triathlonu zatrzymało mój rozwój w innych dziedzinach, przy nim  poznałem świat pracy prospołecznej, nieodpłatnej i wreszcie z Jacem miałem bardzo udaną superwizję. Dziś myślę o Jacu zarówno jak o moim koledze, jak i o dobrym duchu mojego rozwoju.   

A.K.: Wiem, że przez Jaca trafiłeś także do TROP-u. Jakie kompetencje chciałeś tam zdobyć? 

A.S.: Jac zarekomendował mi Szkołę Coachów, która – jak wszystkie szkoły w TROP-ie opiera się na pracy procesowej i nauce przez doświadczenie. Nie znałem tego tak dobrze, bo moja praca agilowa z firmami opierała się na ścisłej merytoryce: przekazywaniu konkretnej wiedzy i podejściu strukturalnym. I to działało, choć czasami miewałem poczucie, że trafiam na osoby, do których ciężej mi dotrzeć, że pojawia się opór, z którym nie wiadomo, co zrobić. W TROP-ie przekonałem się, że budując relację, kontakt, partnerstwo, działając w oparciu o intuicję i czucie można uzyskać podobne efekty! Zafascynowany Metodą TROP, ukończyłem kolejny kurs – Kurs Pracy Procesowej.

Empatia, obecność, intuicja – o tym się mało mówi w IT, a ja nie lubię nazywać tego miękkimi kompetencjami, ale czasem śmieję się, że w TROP-ie wykształciłem drugą miękką nóżkę.  

A.K.: Jak się zatem stoi na takiej miękkiej nóżce? 

A.S.: Ja staram się stać na obydwu. I to jest teraz moje wyzwanie – zintegrować umiejętności budowania struktury, i wszystko, co związane z rozumem, z tym, czego nauczył mnie TROP – z otwartością, budowaniem kontaktu, zaufaniem do procesu i radością intuicyjnego działania.  

A.K.: Gdy mówisz o radości, to mnie TROP w Szkole Trenerów nauczył tego, aby nie brać wszystkiego na swoje barki, oddać sprawczość i odpowiedzialność grupie.  

A.S.: To samo jest w coachingu i coachingu grupowym. Budujemy relację partnerską, a to oznacza, że mimo ról narzuconych przez kontekst, każdy ma zakres swojej odpowiedzialności i ja dobrze wiem, gdzie kończy się moja odpowiedzialność.   

To bardzo uwalniające.  

0 komentarzy

Call Now Button