Monika Kozłowska: Na czym polega wyjątkowość metody TROP?
Jacek Jakubowski: Pierwsze, co mi przychodzi do głowy to, że od lat robimy to samo – codziennie inaczej. W metodzie TROP są bardzo głęboko zakorzenione takie założenia, wartości sprzed pięćdziesięciu lat – Rogerowskie, humanistyczne. Cały czas pracujemy w oparciu o koncepcję procesu grupowego, podmiotowości każdego klienta. I jednocześnie ciągle włączamy nową wiedzę, wymyślamy nowe modele, chłoniemy nowe podejścia. Np. od wielu lat jesteśmy zafascynowani rosnącą wiedzą o mózgu i tym, że uczenie się przez doświadczenie nie jest już jakąś ideą, czy praktyką, tylko ma oparcie w wiedzy naukowej.
To, co nas charakteryzuje, to głębokie zakorzenienie w różnych z pozoru środowiskach. Z jednej strony pracujemy w tzw. twardym biznesie, wprowadzając tam empatię, współpracę, różne formy pracy nad sobą. Z drugiej prowadzimy AKADEMIĘ TROP, zapraszając ludzi do dość drogiej, komercyjnej Szkoły Trenerów, Coachów czy Psychologicznej Akademii Lidera. A w niej wiele osób przeżywa jakiś rodzaj przemiany, odkrycia siebie, zupełnie nowego sposobu bycia, rozumienia i doświadczania świata. Bo jesteśmy przekonani, że osoba tworząca sytuację edukacyjną pracuje sobą, swoją uważnością. Tworzymy też FUNDACJĘ TROP, gdzie bardzo mocno włączeni jesteśmy w projekty społeczne. Wolontaryjnie prowadzimy wieloletni program p. n. AKCJA-EMPATIA, zapraszając na coroczne FESTIWALE EMPATIA W DZIAŁANIU ludzi z organizacji pozarządowych, korporacji, szkół publicznych i alternatywnych, instytucji, etc. Superwizujemy też potężne projekty społeczne.
M.K.: Czyli można powiedzieć, że specyfiką metody TROP jest z jednej strony czerpanie z klasycznych teorii i źródeł, a z drugiej ciągłe wzbogacanie jej o najnowsze odkrycia i stałe redefiniowanie. Łączenie pozornych sprzeczności takich jak biznes z empatią i dodatkowo integracja różnych środowisk wokół spraw społecznie ważnych.
J.J.: Wiesz, od lat jestem szefem Rady Trenerów Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i wszystkie ośrodki, które są już mainstreamem, bardzo mocno akceptują nas także jako część tego mainstreamu. Trening interpersonalny, który robimy, jest według tych samych zasad, które obowiązują wszystkich w PTP. To w pewnym sensie już konserwatywne środowisko. Kontynuujące najlepsze, wypracowane wzory. A z drugiej strony jesteśmy w Polskiej Izbie Firm Szkoleniowych, w świecie nowatorskich metod zaradzania, budowania organizacji uczących się. Współtworzyliśmy Stowarzyszenie Trenerów Organizacji Pozarządowych. Jesteśmy do bólu praktykami, a jednocześnie dużo piszemy, rozwijamy innowacyjne koncepcje. Dla nas praktyka, to co się dzieje między ludźmi jest clue, ale warto to też zrozumieć, poznawczo opracować po to, żeby lepiej i głębiej móc to robić. Ta nasza metoda to bardziej żywe, stale rozwijające się podejście. Czasem mówię do różnych osób – jak wejdziesz w metodę TROP, to ona się trochę… zmieni! Bo ty możesz wnieść coś, czego w niej do tej pory nie było. Albo nasilić, albo zmienić aspekt, albo pogłębić, albo w jakąś stronę go rozbudować.
Do tego wszystkiego jesteśmy firmą rodzinną, jak zresztą połowa firm na świecie.
M.K.: Mam wrażenie, że zapraszacie do tej rodziny innych, coraz więcej osób i dzięki temu ta rodzina wciąż się rozrasta.
J.J: Zapraszamy, ale nie „sektowaciejemy”. Można dostać od nas dobrą, profesjonalną usługę i pożeglować swoją drogą. Ale uwielbiamy też tworzyć sieć relacji, środowisko, wspólne projekty. Mówimy: „jeśli chcesz, możesz na różne sposoby być dalej z nami”. Nasi pracownicy, współpracujący trenerzy, wolontariusze w większości byli uczestnikami naszych kursów. Od lat tworzymy specyficzny kapitał społeczny, czyli sieć relacji opartych na zaufaniu. Nasi absolwenci pomagają sobie, budują różne (czasem wręcz konkurencyjne) firmy, startupy, nieformalne lub formalne spółki. Czasem tracimy kontakt na wiele lat, a potem znowu coś razem robimy.
Myślę, że też w rdzeniu tej metody jest nieustanna praca nad wspieraniem rozwoju, zdobywaniem coraz wyższych poziomów jakości. W przedziwny sposób udaje nam się łączyć partnerstwo z hierarchią zawodową. Mam na myśli, że nawet jak ktoś już więcej potrafi, jest u nas superwizorem, mistrzem, to jako człowiek nie stoi wyżej. To my decydujemy, czy komuś powierzymy samodzielne prowadzenie cyklu warsztatowego, treningu interpersonalnego, czy złożonego projektu. Jakość, profesjonalizm są dla nas kluczowe. Ale od początkujących trenerek często uczymy się jakichś innowacji, o których nie mamy pojęcia.
M.K.: Czyli właściwie to o czym wspomniałeś, że metoda TROP czerpie z wielu źródeł, ale tak naprawdę jest cały czas żywa, cały czas się tworzy i ewoluuje.
J.J: W jakimś sensie ma ten sam fundament. Pewnego rodzaju wartości, ale wartości w działaniu, nie takie „głoszone”. Na przykład dojrzałość empatyczną. Nie wyobrażam sobie trenera, coacha, lidera, czy nawet organizatora, który by tego nie miał. Może mieć swój styl – być osobą sypiącą dowcipami albo zadaniowo skupioną, albo ciepłą i emocjonalnie zaangażowaną, albo lubiącą poteoretyzować… Wspólną bazą jest jednak dojrzała empatia – szacunek do ludzi, sztuka uważnego towarzyszenia w ich podmiotowej drodze, uważne słuchanie, widzenie złożonych procesów psychicznych i społecznych.
Rdzeniem metody jest też sztuka… zanikania. Trener/trenerka zaczyna pracę z grupą, prowadzi, strukturalizuje i czeka na gotowość do coraz bardziej samodzielnej pracy. A jak takowa się pojawia, to trzeba umieć… cichnąć. Wycofać się na pozycję życzliwego obserwatora, czasem pomocnika, inspiratora. I zachwycić tym, co z ludzi „wyłazi”, jakie moce, mądrości, głębie potrafią wygenerować.
Czasami żartuję z osobami początkującymi. Pytam: „Po co trenerowi czy trenerce jest scenariusz?” Żeby było od czego odejść. A czemu? Bo wtedy ludzie mogą odkryć swoją moc, talenty, poczuć sprawczość.
Bo nasz profesjonalizm polega na pomaganiu w rozwoju, a nie kierowaniu czy kształtowaniu. Na wspieraniu procesu uczenia się, a nie nauczaniu, przekazywaniu informacji i sprawdzaniu, czy zostały dobrze zapamiętane.
0 komentarzy