Istota naszej współpracy polega na tym, że dając coś od siebie, nie biedniejemy, ale się wzbogacamy. „My oferujemy dobre pole do praktyk, a TROP – wsparcie coachów i trenerów, z którego chętnie korzystamy” – mówi Katarzyna Czereszewska z Fundacji Dr Clown w rozmowie z Agą Kacprzyk.
Aga Kacprzyk: Uczestnicy Szkoły Coachów i Szkoły Trenerów Akademii TROP w ramach treningu zadaniowego odbywają praktyki m.in. w Fundacji Dr Clown. W jaki sposób korzystacie z tak rozwojowego wsparcia?
Katarzyna Czereszewska: Fundacja Dr Clown ma swoje oddziały w 15 regionach Polski. Każdym zarządza koordynatorka, która musi być samodzielna, pełniąc rolę liderki. Stoi przed nią wiele zadań, które mogą być wyzwaniem i nieść ze sobą różne trudności. Szczególnie istotna jest współpraca z wolontariuszami – osobami, niegratyfikowanymi finansowo. Jak egzekwować odpowiedzialność, jak rozliczać ich z zadań?
A. K.: Nie ma przysłowiowego kija ani marchewki.
K. C.: Tak. Z wolontariuszami wiążą nas umowy, ale każdy Doktor Clown ma przecież swoje życie i obowiązki, a niesienie uśmiechów osobom w trakcie hospitalizacji jest tylko jednym z nich. Jednocześnie nasze koordynatorki to osoby, które też mają rodziny, kariery, pasje. Wielką sztuką jest utrzymać zdrowy balans pomiędzy nimi a niesieniem wsparcia innym. Dlatego właśnie sesje coachingowe to ten moment, kiedy liderki fundacji mogą się zatrzymać, wziąć oddech i skupić uwagę tylko na sobie – w jakim miejscu jestem, czego potrzebuję, dokąd chcę iść dalej.
A. K: Wyobrażam sobie, że taka sesja nie dotyczy tylko pracy w fundacji, ale w ogóle budowania swojej ścieżki rozwoju.
K. C.: Oczywiście! Przecież te wszystkie światy się przenikają. Kiedy więc pracujemy z coachem nad swoimi kompetencjami czy zasobami, to procentuje to potem i w życiu zawodowym, w pracy dla fundacji, ale też w osobistym. Każdy lider musi mieć wgląd w siebie – a im lepiej rozumiemy siebie, tym lepszymi partnerami, rodzicami, przyjaciółmi czy pracownikami się stajemy.
A. K.: Wsparcie coachingowe dla koordynatorek, a co z wolontariuszami?
K. C.: Każdy, kto chce dołączyć do naszego zespołu wolontariuszy, najpierw przechodzi dwudniowe szkolenie, podczas którego zdobywa wiedzę o fundacji, szpitalnych realiach i zasadach, wreszcie o „terapii śmiechem”. To również okazja, aby zastanowić się nad tym, jak chcę budować swoją postać Doktora Clowna. Po szkoleniu konieczny jest czas próbny. Dopiero po nim wolontariusz wyrusza na szpitalne oddziały czy do placówek specjalnych. Nadal odbywa rozmaite szkolenia specjalistyczne i wtedy z pomocą przychodzą nam absolwenci Szkoły Trenerów Akademii TROP ze swoimi warsztatami – z komunikacji, asertywności, improwizacji i wielu innych kompetencji pomocnych zarówno w pracy w szpitalu, jak i w życiu.
A. K.: Kto zostaje wolontariuszem Waszej fundacji?
K. C.: Wśród wolontariuszy fundacji jest pełen przekrój wiekowy, ale większość to osoby w wieku między 25 a 40 lat, które zazwyczaj mają już własną rodzinę, pewien status zawodowy i rozumieją, że praca na rzecz drugiego człowieka to ogromna wartość i radość. Potrzebują jej. Ale jest też u nas sporo studentów oraz emerytów. Ci ostatni, wbrew pozorom, mają najmniej czasu. Każdy z Doktorów Clownów szybko zauważa, jaki zwrot można otrzymać z tej pracy, gdy ofiarowane drugiemu człowiekowi dobro i uśmiech wracają do nas. To bardzo piękna i cenna wymiana. Bardzo wzbogacająca.
A. K.: Kilka razy powiedziałaś o koordynatorkach, czy to znaczy, że Fundację Dr Clown tworzą kobiety?
K. C.: Do niedawna pracowały z nami same koordynatorki, ale od paru dni mamy mężczyznę koordynatora! To pierwszy mężczyzna w ostatnich kilku latach na tym stanowisku. Więcej ich znajdziesz wśród wolontariuszy. Często są to ojcowie i dziadkowie, którzy nadal chcą mieć kontakt z dziećmi, nadal chcą się bawić, wygłupiać i opowiadać bajki. I to jest piękne, że mogą u nas taką potrzebę zrealizować. A ja wierzę, że owocem obecnego modelu wychowania, który zachęca chłopców do okazywania i nazywania swoich emocji, do rozwijania empatii będzie większy udział mężczyzn w organizacjach pożytku publicznego. Bo na razie pomaganie to jednak domena kobiet.
A. K.: Rozwój to też wciąż domena kobiet, co widać na zdjęciach kolejnych absolwentów TROP-u. Na koniec powiedz jeszcze dwa słowa o Waszej wymianie z TROP-em. Z jaką korzyścią wychodzą od Was praktykujący absolwenci?
K. C.: Nasza organizacja to świetne miejsce do szlifowania warsztatu coacha czy trenera, zanim ruszy na szerokie wody budować swoją markę osobistą, ponieważ mamy te same fundamenty, co TROP. Dojrzała empatia, budowanie kontaktu, partnerstwo to również nasze wartości. Ale musimy też pamiętać o tym, że kiedyś pewne naturalne umiejętności społeczne, dziś, w erze smartfonów, zanikają. Np. dawniej ludzie swobodnie rozmawiali z nieznajomymi w kolejce czy poczekalni, dziś ta kompetencja odchodzi – wolimy scrollować ekran. Dlatego tak ważne jest, aby osoby wspierające innych stale rozwijały samoświadomość w tym zakresie i miękkie kompetencje, które są bezcenne. Jestem przekonana, że gdy spotyka się ze sobą dwóch „pomagaczy” – na przykład koordynatorka i coach – to nietrudno o błyskawiczny kontakt i wymianę wartościową dla obu stron.
0 komentarzy