Zapraszamy do wysłuchania kolejnego odcinka podcastu. W tym odcinku gościnią Zuzanny Piechowicz jest Alicja Borkowska. Rozmawiają o różnorodności – o tym, jakie możliwości daje teatr, co daje napęd i co inspiruje, a co sprawia trudność w pracy z grupami wielokulturowymi.
„Zależało nam na tym, żeby stworzyć takie miejsce, gdzie każdy może być sobą i może też do niego wkroczyć z takim bogactwem potencjałów, talentów, które ma i też z jakąś taką mnogością tożsamości, które by się właśnie nie sprowadzały do jednej jedynej – że jest to osoba uchodźcza albo migrancka. No i tak, i teatr świetnie się do tego nadaje” – mówi Alicja o idei stojącej za działaniami Strefy.
Alicja Borkowska – założycielka i współtwórczyni Strefy WolnoSłowej, reżyserka i animatorka kultury, specjalizuje się w pracy twórczej z grupami wielokulturowymi. Absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie oraz Polskiej Szkoły Reportażu. Studiowała na wydziale DAMS na Uniwersytecie w Bolonii, gdzie przez wiele lat współpracowała również z Teatro dell’Argine, skończyła podyplomowy kurs z organizacji wydarzeń wielokulturowych organizowany przez ATER Formazione oraz master w Etnopsi (Ethno-Systemic-Narrative) w Rzymie.
Transkrypcja podcastu
Zuzanna Piechowicz: To jest podcast Grupy TROP. Ja nazywam się Zuzanna Piechowicz, a razem ze mną jest Alicja Borkowska z Fundacji Strefa WolnoSłowa, dzień dobry.
Alicja Borkowska: Dzień dobry.
Zuzanna Piechowicz: Na samym początku chciałam się zapytać czym zajmujesz się na co dzień? To znaczy jakie zadania wykonujesz? Czym zajmuje się Fundacja Strefa WolnoSłowa?
Alicja Borkowska: Nasza Fundacja jest taką organizacją, która powstała 12 lat temu i zajmujemy się organizacją wydarzeń kulturalnych, artystycznych z udziałem osób imigranckich, uchodźczych. Zajmujemy się włączaniem takich osób do działań artystycznych, robimy spektakle teatralne. Naszym głównym medium jest teatr, ale na przestrzeni tych lat zajmowaliśmy się też innymi formami sztuki – instalacjami performatywnymi czy akcjami takimi w przestrzeniach miejskich. To, co jest dla nas najważniejsze, to kreowanie takiej przestrzeni spotkania właśnie dla osób o różnym pochodzeniu kulturowym. Naszą główną bazą jest Warszawa, ale od jakiegoś czasu też staramy się wychodzić poza Warszawę, więc mamy trochę takich projektów które albo są skierowane do osób z małych ośrodków, albo wręcz no właśnie wychodzimy z warsztatami, z działaniami artystycznymi do innych miast i miasteczek.
Zuzanna Piechowicz: Dlaczego wybraliście/wybrałyście właśnie sztukę i kulturę, jako ten sposób działania na rzecz inkluzywności i różnorodności? Można by pomyśleć – myślę, że taka myśl mogła się pojawić u części naszych słuchaczek i słuchaczy – że tego, czego potrzebują w Polsce osoby emigranckie, uchodźcze to jest język polski, praca, dostęp do edukacji, dostęp do godnych warunków życia, a ta sztuka i kultura wydaje się takim luksusem.
Alicja Borkowska: To znaczy tak, żeby tutaj nie zacząć jakby z wysokiego C, to ten nasz wybór tego czym się zajmujemy, był też powodowany tym po prostu, że zakładaliśmy organizacje w gronie osób, które są związane z teatrem i były związane z teatrem. Wszyscy jesteśmy po właśnie studiach teatralnych. Ja przez kilka lat pracowałam w Teatro dell’Argine w Bolonii, który to teatr pracuje od bardzo wielu lat w ośrodkach dla uchodźców i uchodźczyń, ze społecznościami imigranckimi właśnie z całego regionu Emilia-Romania. Stamtąd przywiozłam tę metodę pracy, która jest jakąś taką metodą, narzędziem włączania osób o różnym pochodzeniu do wspólnej twórczości. Teatr od początku wydawał nam się bardzo dobrym narzędziem, jeżeli chodzi o kształtowanie właśnie takich postaw empatycznych, zrozumienia innej osoby, innej perspektywy. Także to jest jakiś taki jeden aspekt. Drugi aspekt wynikał z tego, że jak my zakładałyśmy… Teraz jesteśmy jakby w zupełnie innym miejscu i w zupełnie innej rzeczywistości, natomiast jak zakładałyśmy organizację, to brakowało bardzo takich przestrzeni spotkania dla osób uchodźczych, imigranckich w których te osoby mogłyby działać w jakiś taki inny sposób, niż być postawione właśnie w takiej roli kogoś, kto musi się nauczyć języka, potrzebuje pomocy prawnej, psychologicznej, jest zawsze jakby w takiej pozycji klienta, osoby która właśnie czegoś potrzebuje, czegoś musi się nauczyć, jakoś dostosować. Więc bardzo zależało nam na tym, żeby ta przestrzeń, którą tworzymy przez teatr – bo teatrem się po prostu potrafimy posługiwać, tymi narzędziami i metodami – żeby stworzyć taką przestrzeń, gdzie ważne będą historie i to też indywidualnych osób, a nie krajów, narodów i ważne będą takie bezpośrednie doświadczenia, a nie jakby folklor danej społeczności albo to, co sobą reprezentuje, kraj z którego ktoś przyjeżdża. Zależało nam na tym, żeby stworzyć po prostu takie miejsce, gdzie każdy może być sobą, może też do niego wkroczyć z takim bogactwem potencjałów, talentów które ma i też z jakąś taką mnogością tożsamości, które by się właśnie nie sprowadzały do jednej, jedynej, że jest to osoba uchodźcza albo imigrancka. Teatr świetnie się do tego nadaje, a jeszcze od jakby odpowiadając na twoją wątpliwość powiedzmy…
Zuzanna Piechowicz: Prowokację.
Alicja Borkowska: Prowokację, dziękuję, brakowało mi słowa. My jak najbardziej zdajemy sobie sprawę z tego, że no najważniejsze są inne kwestie i też jakby same i sami się borykaliśmy przez te szczególnie ostatnie dwa lata, które były jakby trudne ze względu na granicę Polsko-Białoruską, potem Ukrainę. Bardzo trudno nam było też znaleźć taką równowagę pomiędzy tym, co robiliśmy/robiłyśmy na co dzień do tej pory, a tym przed czym stanęliśmy/stanęłyśmy, gdzie ta pomoc jednak humanitarna, taka bezpośrednia była dużo ważniejsza i miałyśmy takie poczucie, że wszystkie ręce na pokład, że sztuka może poczekać. Więc to na pewno jest jakaś taka kwestia z którą też się w pewnym momencie czasem borykamy, ale jednocześnie mamy wrażenie, że te kwestie, problemy bytowe są w jakiś sposób zaopiekowane, oczywiście nie tak jak powinny być, bo wszystko na swoje barki biorą właśnie organizacje pozarządowe i tak dalej, to jest jeszcze inna kwestia. Natomiast właśnie bardzo często podchodzi się do tej pomocy jako do takiej pomocy właśnie bezpośredniej, taki pierwszy kontakt, pierwsza pomoc humanitarna, psychologiczna i bardzo często wychodzi się z założenia, że właśnie jeżeli osoba już ma gdzie mieszkać, ma co jeść, to niewiele więcej ma potrzeb, a jakby osoby które przyjeżdżają to ludzie jak każdy inny, mają cały wachlarz potrzeb, wśród których też jest ta kwestia tego, żeby porozmawiać, podyskutować, żeby przelać czasem na papier to, co gdzieś tam siedzi w środku, żeby powymieniać się doświadczeniami z innymi osobami i w momencie kiedy jest jakaś taka przestrzeń, która jest bardziej zorganizowana ku temu i nie jest to zostawione samo sobie, że to się jakoś tam będzie działo, bo ludzie funkcjonują sobie w społeczeństwie, to wierzymy i też widzimy po naszych uczestnikach/uczestniczkach działań, że to naprawdę bardzo pomaga.
Zuzanna Piechowicz: Różnorodność jest teraz takim słowem, które stało się w organizacjach, firmach modne. Pojawia się coraz więcej osób, które zaczynają specjalizować się właśnie dbaniu o różnorodność, w działaniach inkluzywnych, włączających. Jakoś jak o tym myślę, to dla mnie powiedziałeś jedną niezwykle ważną rzecz… dużo ważnych rzeczy, ale jedną, która jest dla mnie kluczem do tej różnorodności, jestem ciekawa jak ty to widzisz. Bo powiedziałaś o tym, że bycie na przykład osobą uchodźczą, bycie osobą imigrancką, ale też bycie członkiem mniejszości seksualnych, czy bycie osobą z jakiejś grupy etnicznej, czy bycie osobą o jakimś nie białym kolorze skóry to jest część tożsamości, a w ogóle bycie osobą imigrancką czy osobą uchodźczą może być tylko doświadczeniem, a nie częścią tożsamości już docelowo, prawda? I myślę, że tutaj jakoś w tych działaniach różnorodności mam wrażenie czasami… tak przygotowując się do naszej rozmowy miałam poczucie, że łatwo jest wpaść w tych działaniach w taką pułapkę sprowadzania ludzi tylko do tej tożsamości i do tej części tożsamości, która sprawia, że można tę osobę włączyć, klikając przycisk „różnorodność”. Jak ty to widzisz?
Alicja Borkowska: Tak, ja też mam wrażenie, że w niektórych kontekstach rzeczywiście różnorodność stała się bardziej taką kwestią reprezentacyjną, a nie rzeczywiście takim aspektem wartości, które ktoś czy organizacja, czy firma reprezentuje. Podejrzewam, że to bardziej w biznesie. Jakoś tak chcę wierzyć, że organizacje pozarządowe, ten trzeci sektor jednak bardziej wierzy w to, co robi. Widzę to o czym mówisz i rozumiem to spojrzenie. Z drugiej strony mam wrażenie, że jeżeli jakaś moda jest dobrą modą i niesie za sobą dobre rezultaty, bo jakby w czym to może zaszkodzić. To znaczy jakby rozumiem, że w tej kwestii, że różnorodność stała się modna przeszkadza nam to, że nie jesteśmy pewne intencji osób, które się za tą różnorodnością w jakiś sposób opowiadają, że wykorzystują to instrumentalnie.
Zuzanna Piechowicz: Ja nie wiem, czy to mi przeszkadza, nie mam takiego poczucia. Myślę tylko, że moda sprawia, że to się staje powszechne, a nie zawsze idą zatem umiejętności. Bardziej myślałam o tym, żeby zastanowić się jak to robić dobrze. Ale wiesz, ja nie mam takiego poczucia, że jak coś jest modne, to musi być złe.
Alicja Borkowska: Pewnie. Nie no, ja się absolutnie z tym zgadzam, że jeżeli jest rzeczywiście teraz moda na różnorodność, to myślę, że jednak jest więcej w tym dobrego, niż jakichś zagrożeń. Wydaje mi się, że jednak z takiego naszego doświadczenia organizacji, która trochę też prowadzi jakieś właśnie szkolenia jak pracować z osobami imigranckimi czy uchodźczymi, no to widzę, że jednak bardzo dużo organizacji… Z firmami, biznesem my za bardzo nie mamy do czynienia i nie mam takich doświadczeń, więc jest mi też trudno powiedzieć, mamy jakieś takie jednostkowe doświadczenia, natomiast jest dosyć dużo takiej chęci uczenia się i takiej próby poradzenia sobie z tą nową rzeczywistością, przede wszystkim, jeżeli chodzi o ten ostatni rok. Bo jeżeli wcześniej my na przykład wychodziłyśmy z jakąś propozycją szkolenia czy ktoś do nas przychodził z jakimś takim pytaniem: „jak się otwierać na osoby o innym pochodzeniu? Jak tworzyć ofertę kulturalną dla tych osób? Czy angażować w ogóle w działania takie osoby?”, to w ogóle był ewenement i wzbudzało to wielką radość i ekscytację w nas, że w ogóle ktoś zaczyna w ten sposób myśleć. Natomiast przez ten ostatni rok, właściwie dwa lata, bo to tak naprawdę się zaczęło w momencie, kiedy bardzo dużo osób przyjechało z Białorusi, więc tak naprawdę to był jakiś taki pierwszy krok, że stało się to bardziej powszechne, takie myślenie o różnorodności kulturowej. Jeżeli chodzi o organizacje, właśnie instytucje kultury, to jest jakby nasze pole, więc ja mogę tutaj się dzielić tymi obserwacjami. Później, w zeszłym roku, inwazja Rosji na Ukrainę, więc tutaj też bardzo skala tego zjawiska się zwiększyła i bardzo dużo organizacji, instytucji zaczęło się do nas zwracać z prośbą, żeby na przykład przeprowadzić szkolenie, żeby się spotkać z pracownikami i tak dalej, i tak dalej. Więc nie wiem, nie mam na to jakiejś takiej odpowiedzi na tą modę. Wydaje mi się, że dopóki ludzie mają takie poczucie, że to jest jednak coś nowego i fajnie do kogoś się zwrócić o pomoc, radę, szkolenie, to myślę, że to naprawdę w dobrą stronę może pójść.
Zuzanna Piechowicz: A z waszego doświadczenia, z doświadczenia Strefy WolnoSłowej – jak robić działania włączające? Jak robić działania właśnie w kierunku dbania o tę różnorodność mądrze?
Alicja Borkowska: Wydaje mi się, że na przykład dla nas przez ten ostatni rok było kluczowe to, żeby cały czas… to znaczy tak naprawdę to jest dla nas kluczowe od początku organizacji, ale teraz ze względu na to, że dbanie o różnorodność kulturową w instytucjach stało się bardziej powszechne. To my wszędzie, gdzie się da starałyśmy się mówić o tym, że to, czego teraz doświadczamy jest jakąś szansą właśnie dla organizacji, instytucji na to, żeby się otworzyć na różnorodność kulturową, jakby w ogóle. Nie tylko na osoby z danej społeczności, nie tylko z jednego obszaru kulturowego, tylko żeby wykorzystać tę szansę, żeby dostosować swoje działania i otworzyć na osoby właśnie o innym kolorze skóry, o rozmaitych językach, z rozmaitych przestrzeni kulturowych. Także to jest gdzieś tam dla nas najważniejsze, jednocześnie jest to wielkim wyzwaniem, żeby otwierając się nie wykluczać, tylko otworzyć taką przestrzeń, która będzie realnie inkluzywna dla rozmaitych grup. Teraz jest to właśnie trudne, jest to bardzo często taki proces, który może powodować konflikty też między grupami i tak dalej. Natomiast wydaje nam się to jak najbardziej kluczowe. Z naszego doświadczenia, jeżeli chodzi o takie działania, to też ważne zawsze było to, żeby gdzieś tam się spotykać w pół drogi. Że to, o czym mówiłyśmy na samym początku, żeby tworzyć takie przestrzenie, które są rzeczywiście przestrzeniami spotkania, więc nie oczekiwać od osób, szczególnie osób uchodźczych, które przyjeżdżają tutaj jakby z takim nastawieniem, że jednak za chwilę, która to chwila nie wiadomo do końca ile będzie trwała, ale jednak wrócą do domu, więc bardzo często nie są mega otwarte na to, żeby się uczyć języka, świetnie się przystosowywać tutaj do rynku pracy i po prostu wszystko robić tak, jak Polacy i Polki. Więc wydaje mi się, że tutaj jakaś taka otwartość na to, że też właśnie nie wszyscy muszą się koniecznie uczyć języka albo jeżeli już nim mówią, to nie musi to być piękna, cudowna polszczyzna. Więc jakby przede wszystkim nie oczekiwać, że ktoś się do nas mega dostosuje, ale też nie oczekiwać niczego. To znaczy tak myślę sobie, że jak o tym mówię, to mi się wydaje jakieś takie banalne, podstawowe w takiej relacji po prostu. Że się gdzieś spotykamy pośrodku i obydwie strony starają się, żeby do siebie dotrzeć. Więc tak, z jednej strony wychodzić sobie naprzeciw, z drugiej strony też nie traktować protekcjonalnie i nie traktować osób czy społeczności jako tych, które właśnie koniecznie potrzebują pomocy, opieki, bo mamy do czynienia z osobami jak wszystkie inne i bardzo często dużo lepiej na przykład wykształconymi od nas, o większym doświadczeniu życiowym, więc tylko kwestia tego, że właśnie ktoś na przykład nie mówi w języku albo tutaj nie potrafi się odnaleźć, znaczy na rynku pracy czy w ogóle, o niczym nie świadczy. Mam wrażenie, że mówię takie trochę banalne rzeczy, ale tak też widzę, że jak już przychodzi co do czego, to nie jest takie banalne w takim codziennym działaniu. Więc gdzieś tam też staramy się rozbijać w jakichś takich od dużych projektów do takich codziennych, relacyjnych kwestii organizacji czy właśnie wśród osób, które biorą udział w warsztatach
Zuzanna Piechowicz: To, co powiedziałaś, jest niezwykle dla mnie też ważne w kontekście tego, że ktoś może nie chcieć się na przykład uczyć języka albo nie chcieć przyswoić czy zrozumieć pewnych zachowań kulturowych, tutaj charakterystycznych dla Polaków. Bo ta osoba może uznać, że to znaczy, że ja się poddałem/poddałam, że to oznacza, że ja tu zostaję, skoro zaczynam się uczyć tego języka, skoro ja się zaczynam przystosowywać, to znaczy, że dzieje się ze mną coś takiego, że porzucam nadzieję na powrót do domu. Myślę, że to był też duży problem w zrozumieniu osób, które uciekły z Ukrainy po eskalacji agresji Rosyjskiej, która ponad rok temu już była. Że to nie były osoby, które chciały opuścić swój dom, to były osoby, które uciekały przed bombami. To nie były osoby, które przyjechały tutaj za lepszą pracą, za większymi pieniędzmi, za jakąś zmianą życiową. To były osoby, które nie miały wyboru, chciały przeżyć, ochronić siebie i swoich bliskich. Kiedy włączymy ten element empatii, zrozumienia tego, że te historie są rzeczywiście bardzo różne, ludzie wracają z różnymi kontekstami, z różnymi bagażami i różną motywacją co do tego, co się dzieje w Polsce. Mówisz o granicy Polsko-Białoruskiej. To, co się dzieje na granicy Polsko-Białoruskiej jest formą… Ja tutaj nie chciałabym używać określeń prawnych, ale ludzie umierają ze względu na decyzję Polskich władz w lesie na terenie Polski. Ludzie, którzy przeżywają to, co tam się dzieje i trafiają, mają na tyle szczęścia, bo to tylko o szczęściu niestety trzeba mówić, żeby wyszli z tego lasu, później wyszli z ośrodka dla uchodźców i dostali szansę na pracę, to są ludzie, którzy bardzo wiele też przeszli. I w tej różnorodności też ważny jest taki szacunek do doświadczeń ludzi, którzy właśnie mają bardzo różnorodne historie. I to dotyczy z jednej strony osób imigranckich, osób uchodźczych, ale też mam wrażenie, że można to przerzucić na osoby nieheteroseksualne, na osoby, które przeżywają kryzysy zdrowia psychicznego, na osoby neuroróżnorodne, że właściwie ta empatia jest takim kluczem, żeby w ogóle uznać, że ktoś ma inaczej i że chcemy zrozumieć, jak ma.
Alicja Borkowska: Tak, i myślę, że to też o czym mówimy, o tym właśnie przystosowaniu… To znaczy ja bym w ogóle, jak myślę o takiej pracy w różnorodnej grupie, już jakby abstrahując od tego właśnie jaka to jest grupa, to w ogóle nie myślę o tym, że ktoś musi się do czegoś przystosowywać. To znaczy mam wrażenie, że w momencie kiedy rzeczywiście, szczególnie właśnie przez te ostatnie lata, jak tyle osób do nas przyjechało i wreszcie stajemy się takim krajem trochę bardziej międzynarodowym, to mam wrażenie, że my nie powinniśmy mówić o przystosowaniu, tylko o tym jakby jak sobie wypracowywać nowe narzędzia takiej współpracy, wspólnoty, jakiejś umowy społecznej i relacji w społeczeństwie. Budujemy coś nowego, powinniśmy przestać też mówić ciągle o takim właśnie że „a my”, „a oni” albo „a to wy”, tylko że już razem jesteśmy tym „my”, że po prostu teraz to „my” wygląda inaczej, niż wyglądało. Gdzieś tam wiadomo, że każdy odwołuje się do tego co zna i do tego do czego się przyzwyczaił, ale jednocześnie jak świat i to, co się dzieje, zmusza nas do takiej ciągłej redefinicji tych zasad i tego, co mamy w głowie, do czego się przyzwyczailiśmy. Więc wydaje mi się, że każda taka relacja powinna być takim rozpoczęciem od nowa. Oczywiście z tymi wszystkimi doświadczeniami, z tym czego się nauczyliśmy i tak dalej, ale że budujemy coś razem nowego, a nie ktoś musi się do kogoś przystosować. I to jakby mówię o tych obydwu stronach.
Zuzanna Piechowicz: To jest niezwykle ważne, a jednocześnie w tym jakoś chciałabym dorzucić taki element przygody i korzyści, chociaż słowo „korzyść” nie jest najbardziej adekwatne. Czyli ta różnorodność to jest też w ogóle taki zasób wielu nieoczywistych sposobów myślenia, skojarzeń. Że to jest w ogóle taka, bo mówimy tutaj o tym jak ją wprowadzać, ale też myślę, że ważne jest żebyśmy myśleli o tym, że właśnie ona nam bardzo dużo daje. I chciałam cię zapytać, najpierw z twojej perspektywy tylu lat doświadczeń – co tobie daje to obcowanie na co dzień z różnorodnością? Tobie osobiście.
Alicja Borkowska: To tak, daje mi bardzo dużo. Na pewno pamiętam, że w ogóle jak zaczynałyśmy tę pracę, to mnie zawsze bardzo ciekawiło i nadal ciekawi to, że po prostu to jest jakaś taka mega prosta rzecz, ale że mamy do czynienia bezpośrednio z osobami, które przyjeżdżają bardzo często z różnych dziwnych zakątków świata, gdzie mnie nie było i nie wiadomo czy kiedykolwiek mi się uda tam pojechać. I mieć takie bezpośrednie doświadczenia tutaj, na naszym podwórku kogoś, kto zupełnie się wychował w jakiejś innej kulturze, w innych uwarunkowaniach. To jest mega ożywcze i mega ciekawe po prostu. Mnie to przede wszystkim bardzo ciekawi, bardzo lubię też w ogóle słuchać historii i pracować na historiach, więc mi to daje dużo radości, że te historie, mimo że gdzieś tam wiadomo, są takie motywy wspólne, które się pojawiają, to jednak są bardzo różne i bogate. Więc myślę, że ciekawość i taka właśnie ciekawość, która mi się nie kończy, bo ciągle są nowe osoby i nowe grupy, z którymi pracujemy, więc to jest mega ożywcze dla mnie, bo ciągle się pojawiają jakieś nowe znaki zapytania i takie punkty na mapie. Na pewno daje mi też to, żeby właśnie tak nie usypiać w takim w takim poczuciu zadowolenia, że coś świetnie działa i że już tutaj wypracowaliśmy jakąś świetną metodę albo narzędzia pracy albo że wiem czego się spodziewać. Więc to jest też dla mnie takie… no tak, no to znowu pewnie będzie o tym, że jest to jest to ożywcze i pobudzające, jakieś inspirujące w ogóle do działania. I też myślę, że przede wszystkim przez te ostatnie lata to, że my się tak podzieliliśmy bardzo na te swoje banieczki i nasze społeczeństwo tak już działa, że ja bardzo mało mam do czynienia właśnie z osobami z innych baniek, na co wszyscy chyba jesteśmy jakiś sposób skazani. Natomiast ta praca z ludźmi właśnie z bardzo różnych kontekstów kulturowych na pewno daje mi jakąś takie inne spojrzenie, takie które może na codzień którym bym się nie zainteresowała albo bym uznała, że to jakby „nie, to nie jest moje”. I w jakiś sposób mi to też otwiera… znaczy jestem w stanie zrozumieć to, czego czasem wydaje mi się, że już nie jestem w stanie zrozumieć, bo jest tak odległe od mojego systemu wartości. Więc myślę że to jest też to, że uczę się jakiegoś takiego szacunku, jakiejś takiej otwartości też na rzeczy, poglądy, opinie, perspektywy na świat, które są mi bardzo odległe albo po prostu odległe, nie są moje. Więc to też myślę, że jest dla mnie mega cenne i rzeczywiście gdzieś tam się cały czas uczę rozmawiać z osobami, które są inne ode mnie. Lubię to po prostu.
Zuzanna Piechowicz: A co jest dla ciebie trudne?
Alicja Borkowska: Co jest dla mnie trudne? To pewnie też, rozmowy z osobami które mają inne wartości niż te moje. Wiadomo, że to jest zawsze trudne, to jest z jednej strony jakieś wyzwanie, z drugiej strony to jest jakiś trud. Więc to jest jakiś taki znak zapytania, jak kreować taką przestrzeń właśnie otwartą na różnorodność, a jednocześnie nie kreować takiej przestrzeni, gdzie naprawdę wszystko mogłoby się wydarzyć, włącznie z jakimiś nienawistnymi kwestiami. Więc to jest dla mnie trudne, jakiegoś rodzaju konflikty czy jakieś… no tak, trochę jest takich momentów właśnie konfliktowych, na przykład tak między osobami z różnych kręgów kulturowych albo z różnych krajów, ktoś jest z kraju agresora, ktoś jest z kraju zaatakowanego. Radzenie sobie z tymi sytuacjami i szukanie dobrego podejścia jest trudne. Wiadomo, że są trudne, ale trudne to chyba są bardziej sytuacje po prostu, na które próbujemy jakoś tam odpowiadać, a tak nie wiem tak naprawdę, czy są jeszcze jakieś trudy. Jakoś tak bardziej myślę w kategoriach wyzwań, niż trudów, więc trudno mi odpowiedzieć na to pytanie
Zuzanna Piechowicz: Ale z tego, co opowiadasz, kluczem cały czas do tego wszystkiego jest empatia.
Alicja Borkowska: Tak, empatia, współodczuwanie, możemy tak powiedzieć.
Zuzanna Piechowicz: Niech to będzie puenta do naszej dzisiejszej rozmowy. Alicja Borkowska z Fundacji Strefa WolnoSłowa. To był podcast Grupy TROP, ja nazywam się Zuzanna Piechowicz. Do usłyszenia w kolejnym podcaście. Dziękuję.
Alicja Borkowska: Dziękuję.
0 komentarzy