Po nitce do kłębka

O fenomenie noworocznych postanowień i ich skuteczności w artykule Moniki Kozłowskiej

Początek roku to często czas postanowień. Zacznę regularnie ćwiczyć, będę więcej czytać, zdrowiej się odżywiać, więcej czasu spędzać z rodziną i w końcu zmienię pracę! Tak, jakby zmiana kartki w kalendarzu miała magiczną moc transformacji nas takich, jakimi jesteśmy obecnie, w nową, lepszą wersję. Nowy rok – nowa/y ja. I na tym na ogół noworoczny zryw się kończy. Bo skąd w ogóle pomysł na dietę w karnawale!? Albo wzmożoną aktywność fizyczną, kiedy za oknem ciemno, zimno i jedyne na co mamy ochotę to koc i tabliczka czekolady…

Wiadomo, chęć zmiany nie bierze się znikąd. Skoro chcemy coś w sobie lub swoim życiu zmienić, to znaczy, że nie odpowiada nam obecna sytuacja. Czy jednak zadajemy sobie pytanie „dlaczego”? Co doprowadziło mnie do miejsca, w którym jestem? Jaka za tą chęcią zmiany stoi potrzeba? I czy to faktycznie moja potrzeba? A może zewnętrzne oczekiwania? O co tak naprawdę chodzi?

Zdobywasz się na wyczyn i inwestujesz w karnet na siłownię – skoro zapłacone, jest szansa, że pochodzisz. Po pierwszym treningu, z trudem łapiąc oddech, dochodzisz do wniosku, że to jednak nie miejsce dla Ciebie, zwłaszcza jak zerkasz na smukłe, wysportowane sylwetki, należące do osób, które z pewnością, nie wpadają tu okazjonalnie, jak Ty. A więc kocyk. I książka. Tak, książka! Przecież gdzieś tu leżała taka już zaczęta. Obok innej zaczętej i jeszcze jednej. W sumie, to już nie pamiętasz o czym były, więc może zanim do nich wrócisz – serial. O, serial to jest to! I tak dzień za dniem do wiosny… A nie, bo przecież miało być więcej czasu z rodziną. Czy wspólne oglądanie serialu można zaliczyć do czasu spędzonego z rodziną? Chyba można. No to przynajmniej tu mamy sukces! Aaa… chodziło o „wartościowe spędzanie czasu”… Czyli jakie? I kto to w ogóle wymyślił, bo przecież nie Ty. W końcu jesteś zajęty/a przeglądaniem ofert pracy! Tylko jakoś nic interesującego nie ma, a w ogóle to same wymagania z kosmosu, więc jednak drzemka. Może jak się prześpisz nabierzesz energii do realizacji noworocznych postanowień 😉

Brzmi znajomo?…..

Chęć zmiany jest często sygnałem z naszego ciała mówiącego, że coś tu nie gra. Czujemy, że coś nas uwiera i wtedy jak na zawołanie ustawiają się w kolejce przed naszymi oczami powody do

niezadowolenia. Zbędne kilogramy, brak konsekwencji, ambicji, słaba wola i wszelkie zaniechania biczują nas głosem wewnętrznego krytyka, wrzeszczącego: OGARNIJ SIĘ! ZRÓB COŚ ZE SOBĄ! ZMIEŃ! Gnani wyrzutami lub spontaniczną decyzją podejmujemy heroiczny wysiłek i wstajemy z kanapy. Na początku towarzyszy nam nawet pewien zapał i ekscytacja – w końcu coś się dzieje, ruszyliśmy się, nic tylko patrzeć na spektakularne rezultaty! Po pierwszej wizycie w siłowni dostajemy zastrzyk endorfiny – jest nagroda i haj. Tyle, że krótkotrwały. Czy wystarczy ich, żeby pójść na kolejny trening? Mało prawdopodobne. Znów więc musimy się zmotywować i wydatkować sporo energii, żeby w ogóle wyjść z domu (wstać z kanapy, pójść na zajęcia językowe, odpalić stronę z ofertami pracy – wpisz dowolne). Inwestycja nie przynosi oczekiwanych rezultatów, bo w mozole i trudzie może zgubimy ten nadmiar kilogramów, czy nauczymy się podstaw chińskiego, ale nadal nie będziemy usatysfakcjonowani i pełni energii. Tylko dlaczego? Czyż nie o to nam chodziło? Jak widać – najwyraźniej nie o to.

Rzadko zdajemy sobie sprawę, że uczucie dyskomfortu, które pcha nas do zmian, to objaw braku spójności i sygnał do zatrzymania, a nie startu. Brak spójności polega na tym, że na jakimś poziomie nasze działania, myśli i uczucia, i co najważniejsze – wartości, rozmijają się. A więc robimy coś, czego nie czujemy, myślimy coś, ale tego nie robimy, przez co w dalszym ciągu doświadczamy trudnej do zidentyfikowania niewygody, no bo przecież skoro mamy tak dobrze wszystko poukładane w głowie, to czemu nadal jesteśmy zmęczeni i czegoś nam w życiu brakuje? Energii, flow, lekkości, satysfakcji (czegokolwiek co sprawia, że czujemy się żywi i mamy chęć podnosić się z tej kanapy nie z musu i poczucia obowiązku, tylko z zaangażowaniem i pewnym nawet entuzjazmem). Kiedy więc woła nas wiatr zmian, warto złapać koniec liny i zanim odpłyniemy z prądem – zacumować. Zamiast walczyć ze skutkami podjadania, przyjrzeć się czemu zaczęliśmy to robić. Może to nie brak ruchu spowodowany np. pracą zdalną (kiedy pracowałeś/aś w biurze, twój tryb życia również należał do siedzących), odpowiada za nadmiar kilogramów, a brak swoistej ramy nakreślonej wyjściem i powrotem do domu? Tęsknotę za dawnym rytmem dnia, kompensujesz spacerami do lodówki, a na to trening na siłowni nie pomoże, zwłaszcza, jeśli wśród Twoich wartości kult tężyzny fizycznej zajmuje raczej poślednie miejsce, ustępując je ładowi i porządkowi, które w czasach on-line’u zostały zaburzone. Może odpowiedzią na potrzebę rozwoju nie jest nauka kolejnego języka, a stopniowe zgłębianie siebie – po nitce do kłębka? Jakie są moje wartości, co mną kieruje, daje mi napęd do działania? Czego potrzebuję? Poszukiwanie odpowiedzi wcale nie jest łatwe, bo stan „nie wiem” jest czasem trudny do wytrzymania. Dobrze mieć wtedy obok siebie kogoś, kto życzliwie potowarzyszy nam w rozsupływaniu węzłów i łagodnie skieruje na głębiny, nie pozwalając ślizgać się po powierzchni zbyt prostych i zwykle chybionych odpowiedzi.

Chętnych do takiego rodzaju pracy zapraszamy na nasz program (zarówno dla rzeczywistych liderów jak i dla osób, które chcą być liderem w swoim własnym życiu) Laboratorium Energi odnawialnej Lidera.

0 komentarzy

Call Now Button