Empatia – opiekun, którego się wstydzimy

Czym jest empatia?

„Przed jedną z warszawskich szkół zaobserwowałam taką scenę: ośmiolatek wyszedł z bramy i zobaczył starszego pana czekającego na niego. Zaczął iść w jego kierunku. Nagle spostrzegł grupę kolegów, zatrzymał się i udawał, że czyta coś fascynującego w telefonie. Spięty i niespokojny czekał, aż koledzy przejdą, cały czas dając do zrozumienia opiekunowi, prawdopodobnie dziadkowi, aby poczekał i nie podchodził. Następnie, kiedy koledzy zniknęli za rogiem, podszedł i próbował załagodzić sytuacje. Starszy pan był smutny i trudno było go udobruchać. Poszedł przodem, a chłopiec podreptał za nim, osamotniony i naburmuszony. W gruncie rzeczy nie wiem, co tam się stało, ale scenkę tę potraktowałam jako metaforę stosunku współczesnych Polaków do empatii. Empatia to opiekun, którego się wstydzimy, ale bez którego jesteśmy samotni, zagubieni i zagrożeni. Korzystamy z niej, ale jakby ze wstydem, tak, żeby inni tego nie widzieli”.

Na temat empatii pokutuje wiele mitów deprecjonujących ten podstawowy mechanizm społecznego dostrajania się i współpracy jako nieracjonalny. Biznesmeni, specjaliści i inni pracownicy przedsiębiorstw oraz urzędów chętnie uczyliby się wywierania wpływu na innych, ale chcieliby przy tym nic nie przeżywać. Nie podlegać wpływowi innych. Słowem – chcieliby działać we współpracy, ale unikać kontaktu emocjonalnego. To nie jest możliwe. Postępując w ten sposób osiągamy tylko to, że tracimy świadomość ważnych źródeł naszych reakcji. Jesteśmy z natury empatyczni i dzięki temu możemy współpracować i podejmować grupowe decyzje. W interesie nas wszystkich i w imię dobra naszej gospodarki powinniśmy doskonalić własną empatię i rozwijać jej dojrzałe formy, zamiast jej zaprzeczać i spychać do lamusa rzeczy niemodnych, gdzie leżałaby w towarzystwie innych uczuć, zapomnianych potrzeb egzystencjalnych, w tym również potrzeby sensu swojej pracy. Odcinając się od empatycznych uczuć, uczymy się osiągać satysfakcję, ale tracimy szczęście. Stajemy się bezradni wobec smutku wynikającego z braku realnej motywacji do pracy, zaniku zdolności kreatywnych. Czujemy się samotni zaprzeczając naturalnej ludzkiej potrzebie lojalności wobec bliskiej nam wspólnoty. Starając się być nowoczesnymi, tracimy kontakt z odnawialną mocą kontaktu społecznego na rzecz wypalającego działania „z głowy”.

Co to jest ta empatia, która ma tak ożywcze działanie? Generalnie, jest to zdolność do odbioru świata przeżyć i motywów drugiej osoby istotnych w danym momencie spotkania, poprzez wewnętrzne odzwierciedlenie jej stanu. Wykryte stosunkowo niedawno przez neurofizjologów neurony lustrzane są naszym fizjologicznym zapleczem w tym procesie, są biologiczną bazą funkcjonowania społecznego. Działają w następujący sposób: kiedy obserwujemy osobę wykonującą daną czynność, np. wbijanie gwoździ, pewne struktury w naszym mózgu, właśnie rzeczone neurony lustrzane, zachowują się tak, jakbyśmy właśnie wbijali gwóźdź. Nie uruchamiają one sygnału „do działania”, czyli nie wpływają na motorykę, więc tak naprawdę oczywiście nie wbijamy gwoździa. No, chyba że obserwujemy strzelanie karnego podczas meczu piłkarskiego i wówczas możemy zupełnie odruchowo kopnąć psa leżącego u naszych stóp.

Empatia na budowie

Ale zwykle nie odzwierciedlamy ruchu, a i tak wiemy, co musi zrobić obserwowana osoba, jeśli chce powiesić np. obrazek. Kiedy osoba ta uderzy się w palec, w pewnym sensie odczuwamy, dzięki neuronom lustrzanym, jej ból. Kiedy cieszy się ona z powieszonego dzieła, cieszymy się wraz z nią. Właśnie dzięki empatii wiemy, na ile była to ważna dla niej sprawa, czy lubi ten obrazek, jak również to, czy lubi wbijać gwoździe. W tym sensie emocje są narzędziem społecznego poznania. Gdybyśmy byli szefem brygady remontowej, to właśnie dzięki empatii oraz dzięki związanych z nią emocjami wiedzielibyśmy, jak trafić do naszego pracownika. Empatia na budowie? No cóż, to brzmi dość ekscentrycznie, ale tak właśnie się dzieje, czy tego chcemy, czy nie. Oczywiście, często nie jest to proces świadomy, więc łatwo mu zaprzeczyć. Ale dzięki temu, że bazuje na emocjach, jest szybki i trafny. A gdyby nie chodziło o wbijanie gwoździa, lecz o skuteczne zaproszenie kogoś do projektu? Czy ta osoba, słysząc ofertę, odczuwa radość, obawę, czy złość? Jak się tego dowiedzieć? Oczywiście zawsze można ją zapytać, ale dodatkowo możemy też popatrzeć w siebie i we własne emocje związane z rozmową z tą osobą. Część z nich na pewno będzie odzwierciedlaniem jej odczuć. Czy czując radosne napięcie, cieszymy się razem z tą osoba? Czy przeżywając obawę, nie dzielimy po prostu jej obawy? Pewnego razu jeden z moich klientów w coachingu powiedział, że kiedy się ze mną spotyka, to wreszcie, po wielu latach, zaczyna być ciekaw sam siebie. To świetna ilustracja empatii. Ja byłam bardzo zainteresowana tym, co on powie i co on przeżywa, i moja ekscytacja udzieliła się mu z korzyścią.

Empatia może być też zdradliwa. Można się czyimiś emocjami zatruć, zainfekować. Można pod wpływem cudzych emocji podejmować destrukcyjne decyzje, wplątywać się w bezsensowne zależności i układy. Ulegać sile przekonywania, pozwalać sobie narzucać mylne interpretacje zdarzeń. Dopiero dojrzała empatia daje pozytywne efekty. Zamiast odcinać się od uczuć lepiej rozwijać kompetencje empatyczne. Zadaniem każdego z nas jest osiąganie dojrzałości emocjonalnej i wypływającej z niej dojrzałości empatycznej. Trening identyfikacji własnych uczuć jest więc podstawą efektywnego rozumienia innych osób. Trzeba stworzyć przestrzeń do tego, aby empatia mogła dojrzeć i np. wesprzeć pracę w zespole.

Na pewnym zebraniu w bardzo prężnie działającej firmie szef powiedział: jestem zadowolony z funkcjonowania naszej grupy projektowej, ale zbyt wiele czasu marnujemy na zebraniach. Od dzisiaj każdy ma 10 minut na zreferowanie zagadnienia, a wątki poboczne, dygresje i żarty darujcie sobie. W skutek wdrożenie tej „innowacji” efektywność pracy grupy projektowej spadła, pojawiły się konflikty, a wreszcie – atmosferę zdominowało wspólnie podzielane poczucie bezsensu. Wiele osób twierdziło, że opisywany zespół stał się mistrzem marnowania czasu na ciągłe poprawianie pracy na skutek niedomówień i nieporozumień. Porządkując zebrania, zespołowi zabrano szansę na budowanie empatycznego kontaktu, który prowadził do lepszego zrozumienia intencji kolegów, a więc zapobiegał ciągłym poprawkom. Powinniśmy wreszcie zrozumieć, że empatia prowadzi do oszczędności, ale trzeba dać szansę na jej rozwinięcie się. Ciągłe naciskanie na oszczędzania czasu pracy paradoksalnie może obniżać naszą skuteczność, jeśli skutkuje ograniczaniem przestrzeni do kontaktu, w której może zakwitnąć empatyczne zrozumienie, a w konsekwencji – synergia.

Jak to działa?

Empatia ma dwa komponenty: poznawczy i emocjonalny. Może raczej należałoby powiedzieć, że empatia jest jednym spójnym procesem psychicznym, który przejawia się w naszym życiu psychicznym na dwa sposoby.

W pierwszym aspekcie możemy doświadczać empatii jako emocji związanych z obcowaniem z innymi ludźmi, czyli jako współodczuwanie. W drugim – empatia jawi się nam jako zdolność do zrozumienia sposobu myślenia, punktu widzenia innych ludzi. Takie zjawisko nazywamy decentracją. Aspekty te są silnie ze sobą połączone.

Jeśli idzie o uczuciowy aspekt empatii, to dzielimy z innymi cierpienie, ale też radość, lęk, złość, smutek, poczucie bliskości. To jest podstawowy mechanizm zrozumienia położenia drugiej osoby, jej potrzeb i motywacji, jej doznań i kierujących nią motywów w konkretnym momencie spotkania. W naturalny sposób nie musimy analizować, co może czuć dana osoba, ponieważ mamy zdolność wejścia w świat jej przeżyć. Jeśli te przeżycia są przyjemne, to empatia jest źródłem wielu radości. Jeśli jednak, jak to w życiu bywa, nasz rozmówca przeżywa strach, złość lub poczucie winy, to empatia bywa oczywiście obciążeniem. Kiedy spotykamy się np. z kimś zalęknionym, to niestety poznajemy to po tym, że sami odczuwamy napięcie. Dlatego czasami staramy się od tych uczuć odciąć. Jakie mechanizmy świadczą o tym odcinaniu się? Jednym z najczęściej stosowanych jest ocenianie deprecjonujące.

Na pewno każdy zna sytuacje, gdy po rozmowie z osobą zalęknioną oceniamy rozmówcę twierdząc, że jest „jakiś dziwny” i nie budzi zaufania, wiec lepiej z nim nie współpracować. Dojrzała empatia polega na tym, aby nauczyć się świadomie rozpoznawać w sobie reakcje na uczucia drugiej osoby. Wtedy możemy być pomocni, a nie deprecjonujący.

Jak ćwiczyć empatię

Czy taką umiejętność można rozwijać? Jak najbardziej. Trening empatii polega na obserwowaniu innych i, zwrotnie, siebie w reakcji na nich. Przede wszystkim jednak jest to nauka słuchania. Nie ma ona służyć intelektualnej gimnastyce, lecz uruchomieniu owego genialnego mechanizmu – empatycznego rezonansu. Jak mało mamy tego typu treningu w biznesie i ile na tym tracimy? Trening, jaki przechodzą ludzie biznesu sprowadza się często do odrzucenia emocji oraz empatii na rzecz tzw. racjonalnych decyzji. Czy jednak, po tym, co powiedzieliśmy, można jeszcze przyjąć, że istnieje coś takiego, jak skutecznie podejmowane, racjonalnych decyzji w oderwaniu od empatycznych emocji?

Często, w obliczu nieporozumień lub niedomówień, używamy pewnego twardego i radykalnie tłumiącego pretensje stwierdzenia: Skąd miałem to wiedzieć? Nie siedzę przecież w Twojej głowie. No cóż, czasami nie jest to prawda. Jesteśmy w cudzych głowach częściej, niż jesteśmy skłonni się przyznać. A raczej to inni ludzie goszczą w naszych głowach, jeśli z nimi empatyzujemy. I powinniśmy uczyć się swoistej gościnności, która zakłada uwagę dla tego, z kim obcujemy, kogo gościmy, ale też możliwość zamknięcia drzwi i pobycia samemu. To potężne narzędzie podnoszenia efektywności współpracy i szansa dla emocjonalnych z natury Polaków.

Autor: Dorota Szczepan-Jakubowska

0 komentarzy

Call Now Button