Wśród liderów, trenerów, nauczycieli i, niestety dla nas wszystkich, polityków panuje nawyk panowania. Panowania nad nastrojami, nastawieniami, postawami poprzez tłumienie, wprost lub manipulacyjnie, ich ekspresji. W ten sposób przyczyniają się do tworzenia złudzenia, że bezpieczeństwo psychologiczne zależy od tego, czy lider (trener, nauczyciel…) zorganizuje działania prowadzące do zaspokojenia potrzeb społeczności i narzuci „właściwie” normy, a nie od tego, czy ludzie będą się nawzajem o siebie troszczyć i dążyć do uzgadniania norm. Zatem, tłumiąc przejawy procesów zespołowych uzyskują oni władzę, którą potem muszą sprawować, bo niepewni swych możliwości ludzie często niechętnie wracają do samodzielności. Szef staje się samotny, o co ma pretensje do podwładnych i własnych szefów, ale nie wie, co zrobić, aby jego ludzie przestali na nim wisieć.
W obszarze korporacji od wiele lat liderzy dostają instrukcje, aby ucinać wszelkie przejawy emocjonalności, czyniąc nawet z tego obelgę, szczególnie wobec kobiet. (Pani jest nazbyt emocjonalna, to nieprofesjonalne!) Uczy się ich rozwiązywać problemy, a nie pytać ludzi, jak chcą je rozwiązać. Dlatego zebrania zwykle polegają na odprawach przebiegających wg punktów agendy, a podyskutować to można było sobie na kawie. I co?
W efekcie pijemy w pracy bardzo dużo kawy. Legendarne korpo-klimaty to nic innego jak bujny rozkwit drugiego, nieformalnego obiegu na skutek nadmiaru autorytarnej władzy oraz braku świadomej pracy z procesami społecznymi, w tym grupowymi. Podobnie rzecz ma się w szkołach. Lekcja nie jest okazją do dyskusji, ale czasem serwowania gotowej wiedzy. Piętnowane w mediach „zdziczenie obyczajów” jest więc efektem kultury panowania – skutkiem wielu lat zaniedbań w zakresie pracy nad współpracy pomiędzy uczniami i ich usamodzielnieniem się. Chcieliśmy szkoły jak z Gombrowicza, to mamy permanentną walkę na miny! W tej chwili doszliśmy pod wieloma względami do ściany.
Obserwując od dekad procesy grupowe zachodzące na szkoleniach biznesowych, wiemy, że jedyny skuteczny model przywództwa w XXI wieku, musi oddawać władzę i kontrolę zespołowi – czerpać z jego zasobów i talentów. I można w ciemno pójść o zakład, że człowiek, któremu zaoferuje się coś więcej niż rolę trybiku w maszynie, prędzej czy później, zrewanżuje się inicjatywą, poczuciem sprawczości i odpowiedzialnością. Zmiana może nie zadziać się od razu, bo lata pozbawiania pracowników (i uczniów, i obywateli) własnego zdania i wpływu owocują marazmem, wygodą i niechęcią do brania odpowiedzialności. Jednak w dalszej perspektywie tylko współpraca, współodpowiedzialność i współtworzenie jest kluczem do satysfakcji jednostek i sukcesu całego mechanizmu – w szkole, w biznesie i w polityce również.
0 komentarzy