Martwi mnie Polska. Martwi mnie to, że wielu moich rodaków żyje w jakimś chocholim tańcu, odrealnionym śnie. Miotają się w rzeczywistości dnia codziennego, podejmują nieprawdopodobne wysiłki, ciężko pracują, a sensu jakoś w tym wszystkim nie widzą. Reagują raczej na to, co życie przyniesie niż podejmują celowe działania. Realizują ciekawe, nawet skuteczne projekty, ale nie mają dalekiej perspektywy, podstawowego kierunku swojej pracy.
Najważniejszym problemem wydaje mi się to, że wiele osób mentalnie żyje w świecie, którego już „prawie nie ma”. Myślą, że biznes polega „robieniu pieniędzy”, a wszystko na ziemi i niebie pokazuje, że robienie pieniędzy jest oznaką zdrowia, ale nie może być celem. Bo jeżeli jest jedynym wyznacznikiem – niszczy biznes. Myślą, że firma powinna być zorganizowana hierarchicznie, kierować wszystkim powinien prezes, różnego stopnia menadżerowie, a reszta ma posłusznie wykonywać to, co do nich należy. A najmądrzejsi i najefektywniejsi prezesi piszą, że trzeba tworzyć sieci, stale zmieniające się społeczności, którym zarząd służy, a nie nimi włada. Myślą, że społeczna odpowiedzialność biznesu to sypnięcie pieniędzmi na jakieś charytatywne cele, a nie autentyczne zaangażowanie się w rozwiązywanie problemów społecznych.
Modele myślowe
Może bierze się to z naszego ludzkiego sposobu istnienia na tej ziemi. Gatunek ludzki rozwinąć się mógł dzięki zdolności do myślenia abstrakcyjnego. Z psychologii, filozofii, a nawet fizyki kwantowej wiemy, że otaczająca nas rzeczywistość jest tak bogata, ilość „bitów informacyjnych” przetwarzanych przez nasz mózg tak ogromna, że świadomie mamy dostęp do niewielu z nich. Naszym ludzkim sposobem na przeżycie jest budowanie modeli myślowych pozwalających uporządkować, zrozumieć świat i siebie samego. Konstruowanie modeli myślowych w miarę dobrze opisujących rzeczywistość pozwala ją kontrolować, organizować i dzięki temu przetrwać. Modele te są wynikiem doświadczeń, wyobraźni, a także nieustannej potrzeby zrozumienia zarówno otaczającego nas świata, jak i nas samych.
Nie są suchymi, logicznymi abstraktami, tylko zanurzonymi w emocjach, wynikającymi z intuicji, rozbudowanymi w ramach rozmów, dyskusji, konstruktami. Są odpowiedzią na dwa bazowe dla ludzi pytania: „Jak jest” i „Co robić”.
Modele są modelami, a nie rzeczywistością
Kłopot w tym, że modele są modelami, a nie rzeczywistością. Im są lepsze, tym lepiej tłumaczą otaczające nas zjawiska. Im bliższe rzeczywistości, tym bardziej pozwalają na uruchamianie skutecznych procesów. Jednak nigdy nie tłumaczą wszystkiego, nie są prawdą jedyną i ostateczną. Musimy je ciągle udoskonalać, przeorganizowywać, czasem odrzucać w całości. Jednocześnie… potrzebujemy rozumieć! Jakąż radość, a czasem ulgę, odczuwa każdy z nas, kiedy w jakimś momencie zdaje sobie sprawę, że coś zrozumiał. Wiem, jak jest naprawdę! Znam przyczyny, potrafię zaplanować działania, które przyniosą rzeczywisty skutek!
Ta dwoistość stanowi podstawowy problem ludzi rozwijających się. Z jednej strony nazywanie, dostrzeganie zależności, uświadamianie sobie różnych mechanizmów i procesów jest naturalnym kierunkiem, potrzebą, wręcz istotą rozwoju. Z drugiej niepokój budzić może to, że właśnie odkrywana prawda za chwilę może być zobaczona od innej strony, pogłębiona, a nawet całkowicie zakwestionowana.
Psychologiczna kontrola nad światem
Możliwość korzystania z trwałych, stabilnych modeli myślowych pozwala nam na coś, co w psychologii uważane jest za jeden z najważniejszych warunków dobrego samopoczucia, a także sprawnego działania. Pozwala nam na utrzymanie psychologicznej kontroli nad światem. Dzięki niej mamy poczucie podmiotowości, możliwości decydowania o swoim życiu. Mamy poczucie, że rozumiemy świat, swoją w nim rolę, że możemy kontrolować swoje życie, świadomie dokonywać ważnych wyborów i codziennych decyzji.
Jak to jest dla każdego z nas ważne przekonać się możemy wtedy, kiedy właśnie tę kontrolę stracimy.
„Utrata owej kontroli (lub przekonania o jej posiadaniu) wywołuje niepewność i lęk, prowadzi do chaotycznych, nie przemyślanych zachowań i drastycznego skrócenia perspektywy czasowej zachowania.(…)
Teorią, która zajmuje się explicite utratą psychologicznej kontroli i wynikającymi z tego konsekwencjami dla zachowania człowieka, jest model wyuczonej bezradności Martina Seligmana (1975). Model ten przedstawia zmiany w zachowaniu w sytuacji permanentnego doświadczania braku kontroli nad biegiem zdarzeń, mówiąc dokładniej – nad zdarzeniami ważnymi dla podmiotu. Owo doświadczenie braku kontroli polega na stwierdzeniu, że wystąpienie ważnych dla podmiotu konsekwencji (zarówno pozytywnych, jak i negatywnych) nie zależy od jego zachowania. Innymi słowy podmiot uczy się, że prawdopodobieństwo ważnego wydarzenia (np. uzyskania nagrody lub zostania ukaranym) jest takie samo, bez względu na to, jak on się zachowa.”
„Psychologia społeczna w zastosowaniach” pod redakcją Kingi Lachowicz-Tabaczek, artykuł Richarda Nawrata.
Wyuczona bezradność występuje w sytuacjach skrajnych – prawie całkowitej utraty owej psychologicznej kontroli. Wykluczenie społeczne, czasem bezrobocie, duży poziom lęku i niepokoju wynikający z zaburzeń emocjonalnych, poczucie braku możliwości jakiegokolwiek wpływu na to, co się dzieje, tworzy swoisty syndrom „tkwienia w bezruchu”. Człowiek jest jednak istotą potrzebującą uzasadnienia, pozwalającego na bolesną nawet, ale zapewniającą poczucie bezpieczeństwa kontrolę poznawczą. Osoby takie produkują proste, kompletnie nieadekwatne, ale wyjaśniające rzeczywistość modele myślowe (np. wszystkiemu są winni jacyś oni, najlepiej „obcy”, albo silnie bronione przekonanie, że świat już taki jest i nic tego nie zmieni).
Jednak większość ludzi stara się jakoś ten świat zrozumieć. Uczą się, dzięki przekazowi wiedzy lub mądrości, od poprzednich pokoleń (tzw. ciągłość kultury). Uczestniczą w rozmaitych wydarzeniach, budują relacje rodzinne i towarzyskie (dawniej plemienne). Podejmują działanie zwane pracą pozwalające im przetrwać lub bogacić się.
Uczenie się jako inny sposób „łapania” poznawczej kontroli nad światem
Proces uczenia się to nieustanne doświadczanie. To nieustanne obserwowanie, przeżywanie emocji, uruchamianie wyobraźni, logiczne analizy, kreatywne odkrycia. To właśnie to doświadczanie połączone z poznawczą kontrolą, pozwalające zrozumieć, uogólnić, zaplanować staje się budulcem naszej osobowości, wewnętrznym zasobem pozwalającym się rozwijać. Dzięki temu możemy budować głębokie związki, partnerskie relacje i podejmować skuteczne działania techniczne, produkcyjne, organizacyjne itp.
Zauważmy, jak bazowe dla rozwoju człowieka są doświadczenia, dzięki którym można mieć „poczucie, że posiadam psychologiczną kontrolę”. Wewnętrzne przekonanie o słuszności wiedzy, skuteczności działań dzięki opanowanym umiejętnościom i sensu wynikającego z wartości, (czyli przekonanie, że moje modele, reprezentacje świata w mojej głowie są prawdziwe), daje bazowe poczucie bezpieczeństwa. To pozwala żyć, kochać, pracować, bawić się.
Uczenie się dawniej i dziś
Za starych dobrych (albo paskudnie niebezpiecznych) czasów człowiek miał do czynienia ze środowiskiem naturalnym, które było sobie takie, jakie było. Trzeba było odkrywać różne prawdy, bo inaczej coś nas mogło po prostu zjeść, zalać, albo rozwalić. Następowała bardzo szybka weryfikacja modeli. A to, co w nich się nie mieściło, podlegało systemowi wierzeń, czarów i magii, czyli stwierdzeń, które wyjaśniały naturę całego świata.
Przez całe wieki tak gromadzone doświadczenie było powolnym procesem budowania coraz lepszych modeli i zwane było wiedzą. Rolnik wiedział, jak wyhodować pożywne rośliny, technik, jak zbudować dobrą maszynę, a naukowiec tworzył teorie wyjaśniającą to wszystko (hm, raczej część tego wszystkiego). Były oczywiście rzeczy wypadające poza codzienne doświadczenie, ale na podorędziu była zawsze pokora wobec rzeczy nadprzyrodzonych, niedostępnych ludzkiemu rozumowi.
Jednym z ważniejszych modeli myślowych była poręczna kategoria MY. Pozwalała ona np. zabrać IM lepsze tereny łowieckie do czasu, kiedy inni ONI, z ich czarami i technologią, nie przegnali nas. Powoli okazywało się, że im ktoś lepiej zorganizowany, tym lud jego większą ma szanse na przetrwanie. A największą ma wtedy, jak wyrżnie inny lud i zbuduje imperium. Z jakimż podziwem czczeni byli wszelcy założyciele dynastii, twórcy imperiów… Wiedzę, zarówno tę techniczną, jak i psychologiczno-społeczną gromadzili czarownicy, później kapłani. Dostarczali spoiwa budowanej kulturze, uzasadniali ją. A wodzowie, królowie i inni władcy tworzyli swój świat będąc pewnymi, że wiedzą jak jest.
Równolegle od wielu tysięcy lat pojawiali się niesamowici ludzie pokazujący inny wymiar. Budda, Mojżesz, Jezus, Mahomet – pokazywali najgłębszy wymiar ducha ludzkiego w którym MY oznaczało miłość do wszystkich ludzi (a nawet stworzeń). Zaczynali od kwestionowania zastanych, skostniałych struktur, prawd i przeżywając cud oświecenia lub objawienia pokazywali nowe prawdy. Prawdy budzące trwogę i niezmiernie pociągające swoją głębią. Inaczej mówiąc tworzyli głębokie konstrukty emocjonalno-myślowo-duchowe pozwalające szukać sensu w otaczającej nas rzeczywistości.
Tak to się gromadziło, narastało, pogłębiało. Najbardziej ekspansywna rasa biała zaraziła się wynalazkami filozofów, oparła na modelu myślowym, który najlepiej opisał Kartezjusz. Udało się oddzielić duszę od materii i tą drugą zajęli się uczeni, biznesmeni, politycy. Uruchomiło to tak nieprawdopodobny przyrost wiedzy, technologii, wymiany, że cały świat został praktycznie zdominowany tym sposobem istnienia. Zamienia się w globalną wioskę oplecioną systemem nerwowym Internetu, w którym procesy polityczne, finansowe, społeczne na jednym kontynencie mogą kształtować codzienne życie nieświadomego niczego człowieka na innym. Jednocześnie prymityzowany model Kartezjusza zmienił się w grzech oddzielenia. Doprowadził do alienacji pracy, prymitywnego konsumpcjonizmu, pseudopolityki.
We współczesnych czasach pojawiło się nowe zjawisko. Wiedza – techniczna, psychologiczna, społeczna, duchowa – rozwija się w tak błyskawicznym tempie, że nikt nie jest w stanie za nią nadążyć. Właściwie nie można już mówić o jakiś stałych, obowiązujących modelach myślowych. W każdej chwili miliony ludzi dokonuje nowych odkryć, doświadcza nowych sytuacji, opisuje to w sposób do tej pory nieznany. Każdy w miarę światły człowiek dziesiątki razy przekonuje się, że to, co wie, jest już nieaktualne. Więcej, sam ciągle cos nowego wymyśla, podejmuje nowe wyzwania, uczy się.
Każdy z nas musi jakoś odnaleźć się w sytuacji paradoksu. Jesteśmy ludźmi, więc potrzebujemy poznawczej kontroli nad światem, rozumienia tego, kim jestem, co robię i co mi się wydarza. Z drugiej strony doświadczenie uczy, że to, co teraz wiem, na co się zdecydowałem, co przeczuwam jutro może być kompletnie nieaktualne.
Jedyna pewną rzeczą jest zmiana, a jedyna sensowna odpowiedzią na nią jest stałe budowanie modeli i natychmiastowe ich kwestionowanie, ciągłe podejmowanie działań w warunkach niepewności.
Posiadać wiedzę czy poznawać
W sukurs przyjść mogą tezy stawiane przez jednego z większych myślicieli ostatnich czasów. Ericha Fromma. W dość epokowym dziele p.n. „Mieć, czy być” poddaje analizie nasz współczesny sposób istnienia. Twierdzi, że jak zaraza rozprzestrzenia się postawa posiadania, „zagarniania”, konsumpcyjnego nastawienia do świata. Przeciwstawia temu sztukę bycia – rozwoju, twórczej aktywności. „stawania się”. W pewnym momencie jego rozważań wprowadza rozróżnienie ważne dla naszego tematu.
„Różnicę między modus posiadania i modus bycia w sferze wiedzy, wyrażają dwa sformułowania: „Posiadam wiedzę” oraz „Poznaję”. Posiadanie wiedzy oznacza zdobywanie i zachowywanie informacji, poznawanie zaś jest czymś funkcjonalnym, elementem procesu twórczego myślenia.(…) poznanie rozpoczyna się od uświadomienia sobie zwodniczości naszych zdroworozsądkowych spostrzeżeń. (…) Poznanie więc rozpoczyna się od rozproszenia iluzji”
Erich Fromm „Mieć czy Być”
To trudne. Właściwie każdy z nas powinien świadomie odnaleźć się w roli Syzyfa. Uczymy się, podejmujemy działania, budujemy jakieś przekonania po to, żeby natknąć się na informacje, odkryć prawdy, zerknąć na wszystko z innego punktu widzenia i… zaczynać wszystko od początku.
Naszą potrzebę kontroli poznawczej musimy oprzeć na procesie, a nie na wypracowanym modelu. Musimy nauczyć się czerpać satysfakcję i pewność siebie z tego, że nie boimy się odkrywać coraz to nowych prawd, podejmować działania, które jeszcze wczoraj wydawały się niemożliwe.
Poznawać samodzielnie, ale nie samotnie
Tu w sukurs przychodzi nam fakt, że tak bardzo jesteśmy stworzeniami społecznymi. Wprawdzie konstrukty, modele zawarte są mózgu każdego z nas, ale jednocześnie są pewnego rodzaju fenomenami intersubiektywnymi. W jakimś sensie istnieją „między nami” – w nauce, kulturze, pragmatyce dnia codziennego. Powodują możliwość uzgadniania, zespołowego działania, poczucia porozumienia i współpracy. Są istotą języka, dzięki któremu tworzymy własną, niepowtarzalną kulturę (narodu, organizacji, rodziny, środowiska lokalnego).
Jeżeli kilkadziesiąt mądrych, stale uczących się osób będzie razem działać, to gromadzona przez nich wiedza, nawet ograniczona modelami myślowymi każdego z osobna, będzie spora. A kilkaset? A kilka tysięcy? To już może być potęga.
Uczenie się w synergicznej wspólnocie to sztuka tworzenia nowego typu organizacji, Organizacji przyszłości. Jej istotą są sieci żywych, pulsujących wymianą relacji międzyludzkich. Jej misją – tworzenie przestrzeni rozmowy, dialogu, a także sporu. Stałego konstruowania nowych ciągów koncepcyjno-pragmatycznych, zwanych projektami. Budowanie niepowtarzalnej, żywej, stale rozwijającej się kultury organizacyjnej.
Toffler, Drucker, Rifkin, Senge, Covey – wybitni znawcy świata biznesu twierdzą, że nie ma innej drogi. Tego typu organizacjami muszą stać się firmy biznesowe, organizacje pozarządowe, uczelnie, szkoły, a nawet urzędy i instytucje publiczne.
Muszą, ale w praktyce nie wygląda to najlepiej.
Istniejące firmy, organizacje i instytucje produkują własne myślowe modele, niestety często oparte na „wiedzy wczorajszej”, dzisiaj wyglądającej raczej na schematy, przesądy, niż żywe koncepcje. Oczywiście modele są w głowach, ale… co dwie głowy, to nie jedna. Jeżeli dobierze się ileś osób podobnie myślących, to wzajemnie się wzmacniają, eliminują tych, którzy dostrzegają coś innego, tworzą konstrukcje organizacyjne będące potwierdzeniem tych modeli. W biznesie olbrzymie kwoty wydawane są bez sensu – byle podtrzymać struktury, zwyczaje, w pocie czoła wypracowane procedury. A to, że niewiele one mają wspólnego z rzeczywistością – tym gorzej dla rzeczywistości! W organizacjach pozarządowych przy przekładaniu pięknych idei na działania gubi się często gdzieś mądre przesłanie, bo… trzeba rozliczyć projekt! W instytucjach publicznych, samorządach koncentracja na trzymaniu się litery często źle interpretowanego prawa zastępuje działanie na rzecz dobra wspólnego.
Ostatni kryzys finansowy jest, moim zdaniem, najlepszą ilustracją tego procesu. Tysiące bankowców podejmowało decyzje na bazie środowiskowych modeli myślowych (w oparciu o które opracowywano tzw. instrumenty finansowe). Zachwytem nad własną skutecznością potrafili zarazić swoich klientów. I nagle… ich świat się zawalił. Z bogów stali się pariasami winnymi realnych nieszczęść ludzkich. Ich delegaci do rządzenia, czyli politycy, rzucili się gwałtownie do odbudowywania systemu przez potężne, niewyobrażalne zastrzyki finansowe. Jeżeli jednak lekcja życia nie zostanie przeanalizowana, jeżeli wrócą do myślenia wypracowanymi przez siebie „nowoczesnymi” modelami (czyli w chwili obecnej już… „po staremu”), to nakręcą pusty pieniądz w inny sposób i ponownie świat cały w maliny wypuszczą.
Jak to robić w Polsce
W Polsce ten ogólnoświatowy proces ma wymiar szczególny. Z jednej strony żyjemy w kraju, który przeszedł tak gruntowne zmiany, że stabilne demokracje zachodu ze zdumieniem i podziwem przyglądają się temu, że jeszcze żyjemy. Z drugiej strony ta zmiana doprowadziła do wykluczenia tak wielu osób, że pogubieni w szalejącej rzeczywistości wolą odwołać się do najstarszego modelu myślowego wyjaśniającego wszystko – całemu złu są winni ONI. Jacy oni? Przedsiębiorcy, politycy, miastowi, a najlepiej Niemcy, Rosjanie, Żydzi, a teraz bankowcy. Budowanie organizacji przyszłości w takim kontekście – permanentnego konfliktu, traktowania każdej prawdy jako poręcznego, albo nieporęcznego instrumentu, podejrzewania każdego o machloje – jest bardzo trudne. Jak tworzyć organizację uczącą się, budować osobowe relacje pozwalające na efektywne współdziałanie w otoczeniu, którego konstrukcja promuje kompletnie inne zachowania i postawy?
Ten problem można zamienić w wyzwanie. Właśnie tu, w Polsce, w konkretnej sytuacji mamy swoją szansę na rzeczywisty rozwój. Mamy za sobą doświadczenie tworzenia sieci w ramach Solidarności, mamy doświadczenie nieprawdopodobnego tempa zmiany, mamy mocne korzenie chrześcijańskie uczące pokory i wspólnoty. Mamy też doświadczenie kontrkultury, eksperymentalne teatry zakorzenione w tradycji Grotowskiego, sieci społeczne wytworzone przez organizacje pozarządowe. Mamy coraz bardziej świadomy biznes i niesamowite projekty społeczne ogarniające całą Polskę. Mamy na czym bazować i czego się uczyć.
Zresztą… nie ma innej drogi. Alternatywą jest chaos, populizm, różne formy totalitaryzmu. Trzeba zrobić wszystko, żeby praca nad sobą, uczenie się, tworzenie sieci współpracy stało się głównym nurtem działań w Polsce.
Covey w swoim ósmym nawyku twierdzi, że cywilizacja wiedzy (którą dopiero budujemy) przekształcić się musi w cywilizację mądrości. Wiedza bez wartości może służyć do zabijania, ogłupiania, utrwalania wycyzelowanych modelów myślowych mających jako jedyny atut prestiż jakiegoś środowiska. Mądrość, czyli żywy proces doświadczania, analizowania, uświadamiania, uogólniania, budowana w rzeczywistym dialogu, przekładana na koncepcje działania, projekty, tylko po to, żeby znowu zakwestionować to, co przed chwilą wydawało się oczywiste – to jedyny sposób na „przystosowanie się” do świata zmiany, w którym żyć nam przyszło. I najprostszy sposób na zakorzenienie się, odzyskanie kontroli poznawczej, bawienie się procesem budowania modeli i spokojną, nawet radosną akceptacją faktu ich natychmiastowej destrukcji.
0 komentarzy