Bardzo często spotykam się z sytuacją, gdy do naszej szkoły przychodzi najpierw jedna osoba z małżeństwa, a zaraz potem jej druga połówka.
Dlaczego? Oczywistym wydawałoby się, że dlatego, że mają szansę na otwarcie się przed nimi nowych perspektyw, ale nie tylko to jest najważniejsze.
Istotne jest również to, że osoby, które uczą się nowych umiejętności interpersonalnych, zaczynają mieć trochę inne potrzeby związane z jakością komunikacji, czy też głębią relacji i często nie wiedzą, co z tym zrobić.
Pamiętam, ze szkoły trenerów dziewczynę, która zadawała strasznie dużo pytań. Mówiła: „ja muszę wszystko zrozumieć, żeby móc się uczyć”.
I to nawet było pomocne w prowadzeniu zajęć, bo ona zadawała te pytania, tak jakby w imieniu wszystkich. Aż któregoś razu przestała. Wyglądało to tak, jakby się zapadła w sobie. Później przyszła zrezygnowana i powiedziała, że jej mąż jest bardzo niezadowolony, że ona tu przychodzi. Poprosiłam, żeby opowiedziała, co się stało?
Okazało się, że ona po jednym z naszych warsztatów przyszła do domu i opowiedziała mu o różnych swoich potrzebach związanych z ich relacją. Dodam, że zrobiła to pierwszy raz od 10 lat. I on strasznie się wystraszył, bo do tej pory myślał, że ona jest z natury skryta i tylko on umie odczytać jej potrzeby i na nie odpowiedzieć. Czuł się takim jej rycerzem, a okazało się, że jest nim tylko w swojej głowie. Mało tego, zaczął myśleć, że ona jest inną osobą niż sądził. I wpadł wtedy w kompletny popłoch.
Wyszło na jaw, że przez 10 lat żyli w nawyku, który polegał na tym, że on zgadywał jej potrzebę bardziej lub mniej trafnie i nie mając od niej żadnej informacji zwrotnej, żył w przekonaniu, że wszystko jest jak należy. Tymczasem ona, we własnej głowie, go rozliczała – dobrze zgadł, źle zgadł i w związku z tym reagowała bardziej lub mniej entuzjastycznie na różne jego ruchy.
Warto zauważyć, że to był ich wspólny nawyk i byli w nim idealnie kompatybilni. Czy to było uszczęśliwiające? Na pewno nie na dłuższą metę, ale byli kompatybilni.
Kiedy ona zmieniła swój sposób działania przestała pasować, być kompatybilna.
W momencie, gdy jedna osoba się zmienia, to ta druga musi się w jakiś sposób w tym odnaleźć.
Planując wkroczenie na ścieżkę rozwoju osobistego trzeba mieć świadomość, że to pociągnie za sobą zmiany w naszym otoczeniu, bo otoczenie też będzie musiało zmienić swoje nawyki.
A może w takim razie zamknąć się w metaforycznej jaskini i rozwijać się w samotności?
Unikniemy wtedy konieczności pracy z całym otoczeniem – partnerem, dziećmi, współpracownikami oraz ich nawykami, zwyczajami, przekonaniami, oczekiwaniami i adekwatnymi lub nie potrzebami w stosunku do nas. No i nie będziemy musieli tych „nieadekwatnych” już w stosunku do nas ludzi wlec za sobą.
W rzeczywistości ci, którzy mają innym coś do dania w sensie rozwojowym, przyciągają do siebie osoby potrzebujące od nich pewnego rodzaju wsparcia. I to jest wielkie szczęście, bo mamy wtedy możliwość inspirować się i uczyć nowych rzeczy od wielu nowych osób.
Oczywiście możemy rozwijać się w odosobnieniu, ale po pierwsze prawie nigdy nie trwa to długo, biorąc pod uwagę powyższą prawidłowość, a po drugie są takie rzeczy, których nie możemy rozwinąć w samotności. Nie możemy uczyć się miłości, komunikacji, rozwiązywania konfliktów, współpracy, budowania sieci wsparcia. Niezbędne jest nam dawanie innym, bo dzięki temu mamy motywację, żeby coś dalej ze sobą robić.
Co zatem robić, będąc w procesie rozwoju lub komuś w nim, towarzysząc?
- Próbujmy nazywać swoje uczucia, potrzeby, i to, co się w tym momencie z nami dzieje, na drodze zrozumienia siebie, ale nie oczekujmy, że inni na pewno nas zrozumieją. Po prostu podejmujmy takie próby.
- Rozwijajmy tolerancję na niepewność, swoją i cudzą w procesie zmiany – potrzebuję zaakceptować to, że nie wiem, jak mam się odnosić do różnych sytuacji na pewnych etapach procesu zmiany i to samo prawo daje mojemu otoczeniu.
- Ofiarujmy innym empatyczne zrozumienie ich sytuacji i starajmy się zrozumieć ich ograniczenia. Nie oczekujmy, że skoro my się rozwijamy to inni również są do tego zobligowani.
0 komentarzy